Rzecz-pospolita szpitalna

Wczesnym rankiem antybiotyk i pomiar temperatury (fajny, bezdotykowy termometr – wygląda jak sprzęt z filmu s-f, dostajemy w czoło niebieskim światełkiem), potem sprzatanie i śniadanie, obchód. Potem zabiegi, jak ktoś ma zabiegi, w południe obiad, wczesna kolacja. Telewizor na zasadzie „wrzuc monetę”.

Niektórzy pacjenci urywają się „na dymka”, inni sączą kawę. To optymistyczny oddział, większośc pacjentów to panowie po „wymianie argumentów” lub spotkaniu z kibolami. Większość z nas ma bardzo ciekawą kolorystyke twarzy i jeszcze ciekawsze kształty tejże. Obiady gustownie sączymy przez rurkę (to płynni zadrutowani, do których się zaliczam) lub spozywamy za pomocą łyżeczki (półpłynni). Jest też nieco szczęściarzy – normalnych. Jak ja im zazdroszczę tych kurczaków! Ale to mija. Gorszy jest oddział naprzeciwko – neurologia. Tam czasem mija razem z życiem.

Doświadczenie szpitalnego życia dało mi wiele do myślenia. Zwłaszcza na temat tego, jak duże znaczenie ma osobowość lekarzy i pielęgniarek. Odczuwam, jak dobrze jest trafić na ludzi, którzy pozytywnie angażuja się w to, co robią i lubią to, co robią. Czeka mnie rewizja mojego własnego podejścia do pracy 🙂 Książki co prawda nie cierpią, ale szkoda życia na działanie byle jak. Naprawdę szkoda życia.

20 myśli nt. „Rzecz-pospolita szpitalna

  1. Dla pełni obrazu dodajmy, że na oddziale przytrafia się także sączenie czekolady, a niektórzy szczęściarze to nawet się potrafią załapać na łyk czegoś procentowego, przemycanego ukradkiem przez odwiedzających 😀 To tak w temacie popularnych tu swego czasów wątków „krwiopijstwa”

    • Pewien Ksiądz z Katowic przerzuca tu kontrabande w postaci Krwi Pańskiej 😉 Za co jestem mu nardzo wdzięczna, bo komunia pod postacia Ciała nie wchodzi w grę 🙂

  2. Pan Bóg dał Ci naprawdę ciekawe przejście życiowe i powód do rozmyślań. Nadal nie mogę się nadziwić, że byłaś w tym pociągu. Czasem Bóg pozwala komuś żyć, żeby dać mu jeszcze szansę. Czasem – bo go jeszcze potrzebuje. Sądzę, że przez skromność nie zaprzeczysz, iż w Twym przypadku chodzi o to pierwsze. Ja sądzę, że raczej to drugie. Ale jak znam Boga, dla Niego oba argumenty są tak samo ważne. Albo ma jeszcze trzeci w zanadrzu…

    • Na pewno to doświadczenie wiele mnie uczy. Nie mam poczucia, że jestem ocaleńcem, raczej, że Pan każdego bierze do siebie w najlepszym dla niego czasie. Mój jeszcze nie przyszedł 🙂

      • Ja się Elu z tym zdaniem nie zgadzam. Piszę to już jaka osoba, która po trzy letniej przygodzie z wiarę kończy ją. Ale moja ewentualna wizja Boga jest inna.

  3. „Czeka mnie rewizja mojego własnego podejścia do pracy Książki co prawda nie cierpią, ale szkoda życia na działanie byle jak. Naprawdę szkoda życia”.
    Koniec „z ja tu tylko sprzątam”?

  4. …a ile Cię jeszcze tam, taką zakolczykowaną, będą trzymać? a potem?
    chciałam napisać: a potem dochodzenie do siebie, ale tak naprawdę to Ty taka po Szczekocinach to tez Ty. Bogatsza o Szczekociny, cierpienie i szpital. i nigdzie, tak sobie myslę, nie musisz dochodzić, niczego doganiać, wracać. Ale mimo wszystko wracaj…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s