Chodzi za mną pewna msza z zeszłego tygodnia. Codzienna „ósemka” u OP, ale odprawiona w niebanalny sposób. Po pierwsze o. Dominik (nomen omen) ominął modlitwę wiernych – zamiast niej i kazania była chwila ciszy na rozważenie słowa. Myślałam, że to opuszczenie to tak z braku snu albo przeoczenia, ale ciąg dalszy „wytłumaczył” mi z czego to wynikało.
Otóż celebrans wybrał I Modlitwę Eucharystyczną, czyli Kanon Rzymski i odmawiał go, stosując gesty z klasycznego rytu dominikańskiego. I wtedy przypomniało mi się, że kapłan może ominąć modlitwe wiernych w formularzu mszy, a w tym przypadku to ominięcie było uzasadnione nawiązaniem do konkretnego rytu, w którym tej modlitwy nie było.
Tym, co najbardziej mnie poruszyło, był gest specyficzny dla rytu dominikańskiego – otóż po Przeistoczeniu kapłan w tym rycie rozkłada ręce tak, jakby był przybity do krzyża. I recytuje modlitwę, w której zwraca się do Ojca, aby przyjął ofiarę Syna i zesłał odkupienie. Msza była sprawowana przy ołtarzu trydenckim, więc kapłan stał twarzą do krzyża, nie ludu, i było coś głęboko wstrząsającego w tym widoku ukrzyżowanej sylwetki połączonym ze słowami: „Przyjmij tę ofiarę, jak przyjąłeś dar Twojego sługi Abla, ofiarę Abrahama, naszego ojca w wierze i ofiarę jaką złożył Ci kapłan Melchizedek jako zapowiedź ofiary doskonałej”. Było w tym coś głeboko ojcowskiego: prowadzenie, pośrednictwo i wstawianie się. I wyraźny rys ofiary i samo-wydania, właśnie przez ten gest.
Chodzi to za mną od tygodnia, więc w końcu o tym napisałam 🙂 A poniżej filmik z gestem, o którym wspominam – można popodziwiać.