Chrześcijaństwo (?) sceniczne

Po wczorajszym spektaklu „Kupiec wenecki” w Teatrze Ludowym zostało mi poczucie przekombinowania adaptacji przez reżysera i monolog Żyda Shylocka. To postać nie tyle negatywna, co tragiczna tragizmem antycznych bohaterów. W tę rolę wcielił się Kajetan Wolniewicz i zagrał poruszająco. Monolog o zemście zapada w pamięć i serce, mnie poruszył zwłaszcza fragment będący retorycznym pytaniem o to, czemu on, Żyd, nie może marzyć o zemście, skoro chrześcijanie mający nieustannie na ustach miłosierdzie, są tak mściwi i pamiętliwi?

Wszyscy chrześcijanie w tym spektaklu to aktorzy. Chrześcijaństwo też zresztą grają. Tak samo miłość. Odegranie śmierci tylko im nie wyszło: Antonio otrzymuje kolejne życie. Za to Shylock traci wszystko, odebrana mu także zostaje jego wiara – scena chrztu przypomina raczej lincz z „Asperges me” na ustach bezlitosnego tłumu. Nadanie nazwy „katolicyzm” masce uprawniającej do bycia w elicie i gnojenia innych kreuje podwójnie szpetne zjawisko. Szpetne jak każdy faryzeizm.

2 myśli nt. „Chrześcijaństwo (?) sceniczne

  1. Życie to jest teatr… i spotykane w nim postawy są często bogatsze (niekoniecznie ciekawsze) poznawczo niż w najlepszej sztuce, czy scenariuszu.

    Najciekawsze jest to, że w imię religii miłości popełnianych jest najwięcej zbrodni.

    • Myślę, że muzułmanie prześcignęli nas w tym rankingu na ilość zbrodni. Chociaż to okropne, że w ogóle w tym rankingu się znaleźliśmy :/ A „Kupiec…” w wersji Szekspira jest pełen bardzo bogatych i niejednoznacznych postaci, ale w tej adaptacji niestety zrobiły się płaskie jak z celuloidu.
      Ech.

Dodaj komentarz