Witaj, Kwiecie nad kwiaty, Jacku, z wszystkich kwiatów najczystszy! Witaj, Kamieniu drogocenny, z wszystkich kamieni najświetniejszy! Witaj, Opiekunie wszystkich, do Ciebie się zwracamy! Witaj, Mieszkańcu niebios; pospiesz troskliwie z modlitwą! O, Jacku najświętszy, o, Wyznawco najsłodszy!
ikona z klasztoru Dominikanów w Rzeszowie (po więcej kliknij TUTAJ)
Obłóczyny
– Bracie Dominiku, potrzebujemy wspólnoty z takim charyzmatem, jak wasz. Daj mi dwóch twoich braci, ufunduję im kościół, klasztor! Wszak chciałeś iść na wschód – jakie ziemie mogą być lepszym początkiem takiej misji niż ziemie naszego księcia? – oczy biskupa Iwo błyszczały entuzjazmem. Od dawna przemyśliwał nad tym, który kościół w Krakowie mógłby dać braciom kaznodziejom. Potrzebowali czegoś w centrum miasta, najlepiej przy szlaku handlowym, najwyżej parafię przeniesie się gdzie indziej a koło Trójcy jest wolny plac, w sam raz na klasz…
– Nie, nie dam braci. – Iwo zastygł w pół gestu i ćwierć myśli a proboszcz, w biskupiej wyobraźni wyrzucany właśnie z fary, zachwiał się na progu i spojrzał pytająco – Jest nas zbyt mało.
Dominik przesunął nieco swoje spojrzenie w prawo i Jacek poczuł delikatne mrowienie na tonsurze. Podniósł wzrok i ponad ramieniem biskupa dostrzegł wpatrzone w siebie oczy, na dnie których kryło się coś, jakby głód. Jakby pytanie, ale raczej z gatunku retorycznych. Zanim w pełni sobie uświadomił, czego to ono dotyczy, skinął prawie niedostrzegalnie głową.
– Skoro chcesz fundacji, zacznij od ludzi, nie od murów. – Dominik z powrotem patrzył na Iwo – Wspólnota rodzi się z ludzi, potem dopiero potrzebne są ściany, w których oni mogą zamieszkać.
Iwo głęboko odetchnął i roześmiał się:
– A, tylko tyle! Wyznaczę dwóch kanoników. „Potrzebuję ludzi rozmodlonych i zaufanych. Takich, którzy w razie konfliktu z księciem staną po mojej stronie…”
– Księże biskupie, ja pójdę – Iwo ze zdziwieniem rozpoznał głos Jacka.
– I ja – obok Jacka stanął Czesław, kustosz sandomierskiej kolegiaty.
– Cóż – Iwo z lekkim niedowierzaniem i radością uśmiechnął się do braci a potem zwrócił się do Dominika po łacinie – Oto kandydaci do twojego zakonu, bracie. Pierwsi z Małopolski.
Jacek spojrzał na Dominika i uśmiechnął się do obietnicy w jego oczach. Była tam nadal, kiedy po kilku miesiącach przyszedł dzień obłóczyn braci Polaków. Odrowąż wciąż nie mógł się przyzwyczaić do lekkości murów rzymskiej Santa Sabina – kościoły w jego kraju były warowne, o grubych murach i małych oknach. Jednak ta bazylika mimo swojej pozornej słabości stała niewzruszona tyle wieków. Była warowna, bo czuwał nad nią Pan. Dobry znak dla ich powołania.
Weszli do niej z Czesławem ubrani w stroje kanonickie. Po modlitwie i wezwaniu Ducha Świętego złożyli swoje śluby i dotychczasowe habity a Dominik nałożył im białe tuniki, przepasał skórzanymi pasami, nałożył szkaplerze i wreszcie czarne kapy. Byli gotowi do misji, mogli wracać do kraju.
Módlmy się:
Święty Jacku, gdy podziwiamy Twój zapał apostolski i nieugiętą wolę w pracy dla Boga i ludzi, szukamy źródła Twych sił. Znajdujemy je w Twojej głębokiej czci dla Najświętszego Sakramentu. Obyśmy zrozumieli, jak wielkim skarbem jest dla nas Najświętszy Sakrament Ciała i Krwi Pańskiej. Obyśmy w trudach i cierpieniach naszego życia umacniali się udziałem w Eucharystycznej Ofierze, poprzez częstą Komunię świętą i modlitwę u stóp tabernakulum. Uproś to nam u Boga, święty Jacku, nasz patronie. Amen.