Witaj, Kwiecie nad kwiaty, Jacku, z wszystkich kwiatów najczystszy! Witaj, Kamieniu drogocenny, z wszystkich kamieni najświetniejszy! Witaj, Opiekunie wszystkich, do Ciebie się zwracamy! Witaj, Mieszkańcu niebios; pospiesz troskliwie z modlitwą! O, Jacku najświętszy, o, Wyznawco najsłodszy!
ikona z klasztoru Dominikanów w Rzeszowie
Misje
– Jestem chory, bracie Jacku. Chory i stary, niech ktoś silniejszy zostanie prowincjałem – Czesław ciężko westchnął. Zbliżała się doroczna kapituła zakonu, tym razem w Paryżu, i Jacek szedł tam jeszcze z dwoma braćmi. Zajrzeli po drodze do wrocławskiego klasztoru, bo brat prowincjał chciał złożyć rezygnację z pełnionej funkcji. Było po nim widać, że w tym, co powiedział, było sporo prawdy. Jak bardzo różnił się od szczęśliwego, świeżo obłóczonego brata, z którym wspólnie opuszczali Rzym! Jacek uśmiechnął się do wspomnień.
– A pamiętasz, bracie Czesławie, Fryzak?
W oczach zapytanego zabłysła dawna iskra:
– Trudno zapomnieć taki bałagan. Ci kanonicy byli jak stado owiec bez przewodnika, tylko trochę oswojeni przez brata Węgra. Trochę wierzgali, jak ich formowaliśmy do dominikańskiego życia, ale było widać, że są gorliwi. A teraz już wiadomo, że są też wierni. Za to do Krakowa przyszliśmy w najgorszy czas. Głód był…
– Ale były też powołania. Tyle, że nie było gdzie tych braci trzymać, bo dormitorium, niewiele po wybudowaniu, spaliło się od pioruna. Dobrze, że nas wtedy pierwszy prowincjał rozesłał. Nie uśmiechaj się tak, bracie, wiesz, że ja nigdy nie lubiłem bycia przełożonym ani siedzenia za długo na jednym miejscu.
– Wiem, wiem. Poszliśmy wtedy z Hieronimem do Pragi – tam fundacja poszła bardzo szybko, trafiliśmy na dobry grunt.
– To prawda. Hieronim został a my poszliśmy do Wrocławia. Tu też nie było zwłoki – pomogli moi rodowcy, książę i biskup byli przychylni. Wiedziałem też, że jeśli ty, bracie zostaniesz, mogę być o tę fundację spokojny.
– Patrz, a ja zawsze podejrzewałem, że zostałem, bo tobie takie proste zadania nie sprawiały zbytnio radości – Czesław uśmiechnął się szeroko. Jacek odpowiedział lekkim uśmiechem i popił z kubka, żeby ukryć zmieszanie.
– To też. – odpowiedział – Chociaż w Gdańsku byłem potrzebny, dlatego że tam wpływy mieli moi powinowaci. Co prawda książę dał kiepską działkę pod klasztor, ale na biskupa mogliśmy liczyć. Potem był Kijów, teraz znów Gdańsk i misje wśród pogan.
Czesław pochylił się do Jacka nad stołem:
– Jesteś szczęśliwy, prawda?
Odrowąż tylko się uśmiechnął.
Módlmy się:
Święty Jacku, Najświętsza Maryja Panna była dla Ciebie Matka miłości, Mistrzynią i Panią. Zawsze czciłeś Maryję i nosiłeś ze sobą Jej wizerunek, w Jej ręce składałeś swoje trudy, bo wiedziałeś, że kto złączony jest z Matką Najświętszą, ten od Boga nigdy nie odstąpi. Błagamy Cię, święty nasz patronie, wyproś nam większą wierność w służbie Najświętszej Dziewicy, abyśmy wzmocnili naszą miłość tu na ziemi i zdobyli wieczną chwałę w niebie. Amen.