W ramach przedsłowia – zaczynam niniejszym mały cykl w biegu mojego blogiszcza. Będzie on miał tytuł [WRW] i bynajmniej nie jest to zawierający literwówkę skrót od „wirusowego zapalenia wątroby”. To będą efekta osobistego mierzenia się z zadaniem postawionym przez BXVI, a więc Wiatrowy Rok Wiary. Wpisy będą obdarzone tym skrótem, co by ostrzec czytelnika, który miałby juz cafkę egzystencjalną na samo hasło „Rok wiary” 😉
Tak więc – do rzeczy. A zacznę od kilku intelektualnie sytnych cytatów z różnych mądrych ksiąg o tym, czy jest wiara. Na pierwszy ogień idzie fragment z „Wprowadzenia w chrześcijaństwo” (wówczas jeszcze) niejakiego ks. Josepha Ratzingera:
(…) w słowie „credo” zamyka się zasadniczy wybór naszej postawy wobec rzeczywistości jako takiej; nie oznacza ono stwierdzenia tego czy owego, ale oznacza zasadniczą postawę wobec bytu, egzystencji, siebie samego i całej rzeczywistości; oznacza opowiedzenie się za tym, że to czego nie można ujrzeć, co nie może w żaden sposób stanąć w polu widzenia człowieka, nie jest czymś nierzeczywistym, lecz odwrotnie, że to czego nie można ujrzeć jest właściwą rzeczywistością, która utrzymuje i umożliwia wszelką rzeczywistość. (…) wiara bowiem oznacza zawsze, może w sposób bardziej ukryty i mniej łatwy do poznania, skok poprzez bezdenną przepaść, mianowicie z napierającego na człowieka dotykalnego świata; wiara zawiera zawsze coś z wielkiej przygody, zrywu i skoku, bo zawsze jest ryzykiem, że się przyjmuje jako rzeczywiste i podstawowe to, czego bezpośrednio nie widać. (s. 16-17) [podkreślenia moje]
Prościej: wiara to nie słowna deklaracja – to decyzja. I to decyzja przejawiająca się w konkretnej postawie wobec wszystkich wymiarów naszej egzystencji. Kusiło mnie przez chwilę, żeby użyć obrazu rozstaju dróg, ale to z pogardą odrzucam tę niegodną pokusę posłużenia się obrazem tyleż popularnym, co nieadekwatnym.
Wyobraźmy sobie jednak, że jesteśmy w budynku, który się wali. Nie jakoś tak dramatycznie, żadne tam WTC, ale jednak jakość przebywania w nim zdecydowanie spada i ostatecznie przebywajacy w nim mają gwarancję, że zapadną się w gruzy. I każdy z mieszkańców tego miejsca otrzymuje propozycję, że zostanie z tego miejsca wyprowadzony, jednak w tym celu musi opuścić znajomą przestrzeń i wyruszyć w długą drogę korytarzami, w których będzie czasem światło tylko na jeden krok, a czasem wcale światła nie będzie. Jedynym przewodnikiem będzie głos. Możliwe są tylko dwie reakcje, przynajmniej w świetle tego, co czytamy w cytacie: idziesz, albo nie.
Zapytacie co z agnostykami? Jeśli wiara jest decyzją na konkretną POSTAWĘ, to agnostycy są ludźmi, którzy dokonali wyboru. Oni nie skaczą a skoro skok jest konieczny, to przepaść jest zbyt szeroka, żeby stać nad nią okrakiem. Ich wyznaniem jest przyjęta życiowa postawa i stosunek do rzeczywistości. „Wiara z uczynków”, jakby to zapewne określił św. Jakub Apostoł. Jeśli nie skaczesz, jeśli widzialne jest dla ciebie ważniejsze niż Niewidzialny, to znaczy że nie wierzysz. Po prostu.
Pamiętaj tylko, że zawsze możesz zawołać jak ojciec epileptyka: „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!” Zresztą ten okrzyk często też towarzyszy tym, którzy przeskoczyli już w swoim życiu kilka przepaści (na jednej się nie kończy, to dość skomplikowany szlak). Zaprawdę, mówię wam – nieskończone sa pokłady niewiary a zwłaszcza lęku w ludzkim sercu. I Pan ma moc nas z nich wszystkich wybawić. Naprawdę.
PS z 17 października:
Z dzisiejszej katechezy BXVI:
Wierzyć w Pana to nie fakt, dotyczący jedynie naszej inteligencji, dziedziny wiedzy intelektualnej, ale jest to przemiana, obejmująca całe życie, nas całych: nasze uczucia, serce, inteligencję, wolę, cielesność, emocje, ludzkie relacje. Wraz z wiarą wszystko w nas i dla nas naprawdę się zmienia i wyraziście ukazuje się nasze przyszłe przeznaczenie, prawda naszego powołania w obrębie historii, sens życia, smak bycia pielgrzymem ku ojczyźnie niebieskiej.
Jak widać, autor pozostał wierny swojemu rozumieniu 🙂
Próbujesz opisywać agnostyków tak naprawdę nie wiedząc na czym polega ta postawa. Nie jest ona czymś pomiędzy, nie jest rozstajem dróg (pełna zgoda, że obraz nieadekwatny).
W moim przypadku jest to postawa nierozstrzygania spraw, które są poza moimi możliwościami poznawczymi. Na gruncie nauki nie da się rozstrzygnąć istnienia/nieistnienia Boga (brak instrumentarium). A skoro tak to jedynie jest to możliwe na gruncie wiary, wiara jest zaś darem, którego nie otrzymałem, Zatem sprawy Boga postrzegam w kontekście historii i roli, jaka odgrywa religia w organizowaniu życia społeczności.
Agnostycyzm, w przeciwieństwie do ateizmu i teizmu, jest postawą dystansu, ale i zaciekawienia innymi postawami. Jest też swoistą ścieżką poszukiwania odpowiedzi.
Piszę o tym, jak widzę agnostyków z zewnątrz. I zewnętrznie postawa ateisty, który mówi: „Jestem pewien, że nie istnieje nic poza tym, co widzę” a postawa agnostyka: „Nie wiem, czy istenieje coś poza tym, co widzę” wygląda tak samo. Różnica bywa tylko w stosunku do mnie, jako osoby wierzącej i moich koncepcji 🙂 Ateistę one po prostu nudzą lub irytują jako niepotrzebne tracenie czasu/robienie ludziom wody z mózgu. Myślę, że ten tekst Ratzingera pokazuje, że w tej kwestii nie da się być jedynie obserwatorem. Nawet brak decyzji jest decyzją.
Dziękuję za to, co napisałeś, bo to z pewnością konieczne dopowiedzenie, a tematem wiary jako łaski czyli daru planuję się jeszcze tutaj zająć.
Elu, bardzo podoba mi się Twój post, jak i sam pomysł cyklu „Wiatrowych” refleksji na Rok wiary. Czekam już na kolejne notki w tym temacie, a tymczasem pozwolę sobie dorzucić do tego, co piszesz kilka swoich refleksji podbudowanych (jakże by inaczej!) Ratzingerem.
Jak słusznie zauważasz, istotnym elementem wiary jest decyzja zawierzenia prawdzie przychodzącej od Boga, ufna zgoda, że rzeczywiste i podstawowe w życiu jest to, czego nie widać. Ratzinger zauważa, że ta decyzja na „nowy początek w myśleniu” jest w rzeczywistości nawróceniem. Czyli pewną formą świadomego zwrotu od „ja” do „już-nie-ja”, aktem posłuszeństwa wobec tego, co mnie poprzedza i co nie pochodzi ode mnie samego.
Decyzja nawrócenia posiada zarówno wymiar negatywny, jak i pozytywny. Pierwszy z nich wskazuje na „odwrócenie się” człowieka od tego, co uchwytne, drugi oznacza „zwrócenie się” ku temu, czego nie da się objąć intelektem czy zmysłami. Ratzinger tak to ujmuje: „Wiara właśnie jest nawróceniem, w którym człowiek odkrywa, że łudzi się, gdy idzie jedynie za tym, co uchwytne. Jest to zarazem najgłębszy powód, dlaczego wiara nie da się udowodnić. Jest ona zwrotem w bytowaniu i osiąga ją tylko ten, kto dokonuje tego zwrotu” (Wprowadzenie w chrześcijaństwo, s. 48).
Oczywiście wiara chrześcijańska to coś więcej niż tylko opowiedzenie się za istnieniem duchowego fundamentu rzeczywistości. Jej zasadnicze sformułowanie nie brzmi „wierzę w coś”, ale „wierzę w Ciebie”. Sednem aktu wiary jest więc osobiste spotkanie z Jezusem Chrystusem i doświadczenie, że sensem świata jest Osoba.
No i w tym momencie się może zatrzymam, bo jest to punkt wyjścia do napisania całego traktatu dotyczącego wiary jako osobistego spotkania z Chrystusem (co zresztą stanowi leitmotiv tego pontyfikatu, jak i wcześniejszego nauczania Ratzingera). Dodam tylko, że ten bardzo konkretny, egzystencjalny wymiar wiary pokazuje, że agnostycyzm jest możliwy ostatecznie tylko w teorii. Gdy bowiem stajemy w praktyce przed podjęciem konkretnego wyboru, to mamy przed sobą dwie możliwości: żyć tak, jakby Bóg istniał, albo tak, jakby Go nie było. Tertium non datur.
🙂 miło poczytac o teologii, i to tak poważniej