Profilaktyka chciwości przypomina jako żywo rehabilitację po poważnym wypadku: boli? To w takim razie jeszcze ze dwa milimetry podnosimy nóżkę! A dosłownie:
„Miej większe staranie o korzyści z twoich dóbr, aniżeli mają je ludzie zaprzątnięci światem”. Zaraz, zaraz, a nie miało to być o ubóstwie? Ależ właśnie jest: kiedy zajmujemy się cudzym dobrem – jako zarządcy, managerowie czy choćby opiekunowie cudzych dzieci – bardziej się do tego przykładamy, bo wiemy, że zostaniemy sprawdzeni i pociągnięci do odpowiedzialności w razie niepowodzenia. Chcemy też dobrze wypaść w oczach tego, kto nam za tę pracę płaci lub nie utracić sympatii i zaufania osoby, która nam swoje dobra powierzyła. Każda z tych motywacji jakoś odnajduje się w naszej relacji do Boga i posiadanego majątku. Staranie wynika i jednocześnie pozwala nam pamiętać o tym, że to, co mamy, zostało nam dane w zarząd. Wbrew naszym złudnym przekonaniom nie wypracowaliśmy tego wyłącznie „tymi ręcami”.
W tym miejscu Salezy wskazuje też na różnice w podejściu do starań o dobra materialne: ludzie zajęci doczesnością walczą o nie dla siebie. A miłość samego siebie jest „miłością gwałtowną, niespokojną, niecierpliwą”, a więc także pozbawioną staranności. Miłość Boga jest pełna pokoju, więc daje przestrzeń i czas na staranne działanie. Nie ma w niej pośpiechu, w końcu jest to miłość Tego, do Którego należy czas i wieczność. Nie, bynajmniej nie oznacza to, że jedynie flegmatycy mają szansę w tych zawodach. Oznacza to jedynie, że tym, co ma przenikać nasze działanie, ma być przede wszystkim pokój serca.
Nie ma nic zdrożnego dla osoby świeckiej w bogaceniu się, byle byłoby ono zgodne z sumieniem. A jeśli Pan błogosławi pieniędzmi, to trzeba przyjąć, ale tak jak inne Boże dary, czyli po to, aby dalej puścić jej w obieg, w tym część jako jałmużnę. „O, święte i bogate zubożenie, to zubożenie jałmużny!” Słusznie tu zresztą autor zauważa, że Bóg dane na jałmużnę pieniądze na ogół zwraca dawcy i to wielokrotnie i na różne sposoby. Ale najpierw trzeba wykonać ten gest rezygnacji, zaryzykować inwestycję, że tak to ujmę.
Tu pojawiają się u Salezego dwie ważne kwestie. Pierwsza z nich to powiązanie miłości i ubóstwa. Jak stać się naprawdę ubogim duchem? Starając się pokochać ubóstwo, gdyż „miłość równa nas z przedmiotem naszego umiłowania”. Pokochać ten stan coraz większej wolności wynikającej z tego, że naszym bankierem i sponsorem jest Pan Wszechrzeczy. Szalone? To prawda. Ale jakże skuteczne…
A druga ze wspomnianych kwestii to stosunek do ubogich. W najnowszym „W drodze” (1/2012) jest świetny reportaż Piotra Świątkowskiego pt. „Zawód: recykling. Mikrokosmos bezdomności” o świecie równoległym do naszego, w jakim żyją ludzie bezdomni. Lektura tego tekstu zostawiła we mnie kilka kluczy do rozumienia spotykanych codziennie najuboższych i nieco przetarła mi oczy w ich temacie. Nie należy się ich bać – po prostu traktować jak ludzi, nie uciekać, najwyżej asertywnie powiedzieć: „Nie mam; nie dam”. czasem postać chwilę i pogadać. Jest też inne ubóstwo: dumne, które nigdy nie stanie w kolejce po darmowe jedzenie albo paczkę z Caritasu. Do takiego ubóstwa trzeba pójść, zapytać, podać wędkę a na ogół ci ludzie stają ostatecznie na nogi. Święty idzie nawet dalej i pisze, że trzeba się stać sługą ubogich: prać im, sprzątać, gotować. Wysokie wymagania, ale wysoka poprzeczka zapewnia nam prace na całe życie.
Wreszcie w ubóstwie ćwiczą nas wszelkie zdarzenia, które pokazują nam ulotność naszego stanu posiadania: a to gość lubiany, lecz nie w porę, bo lodówka pusta a w uroczystość supermarkety zamknięte; a to jak nie biegunka, to przemarsz wojsk i na koncie świeci na czerwowo rezerwa debetu; a to wreszcie mamy za sobą 30 km, plecak w magiczny sposób podwyższył swój ciężar z 10 do chyba 100 kg, docieramy do schroniska a tu… awaria wodociągów. Nie wspominając już o tym, jak wspaniale nasze ubóstwo potrafi ćwiczyć PKP – nie można być pewnym ani godziny, ani dnia dotarcia do stacji docelowej a jak się jedzie na jakies ważne spotkanie to potrafi boleć… To są chwile testu a jednocześnie ćwiczenia ubóstwa. Zaufać, że tak jest dobrze. Zaufać i zachować pokój serca.
„Dopóki jesteśmy przywiązani sercem do naszyh dóbr, jakież skargi, jakie niepokoje i niecierpliwości wzbudza w nas każda szkoda lub krzywda, czy od powietrza, czy od złodzieja, czy od pieniacza. Ale gdy jesteśmy do naszych dóbr przywiązani nie sercem, lecz staraniem, jakie o nie z woli Bożej mieć powinniśmy, nie tracimy ani głowy, ani spokoju, gdy nam je wydziera niepowodzenie lub jakaś przeciwność”.
W następnym odcinku o byciu bogatym w ubóstwie.
I jeszcze mała ankieta – potrzebuję Waszej opinii 🙂
Podróż PKP jako forma ascezy? No w sumie… 😉 A tak na poważnie to ciekawy wpis. I po raz kolejny powtarzam, że te Twoje rozważania powinny zostać wydane.
dałam to szefowi do przejrzenia, ale milczy, więc pewnie nie jest zainteresowany. Bywa 🙂 Ale dam pod wpisem jeszcze ankietę, dziekawa jestem zdania innych czytających 🙂
tak, warto. Dodam, że jakby była we w miarę rozsądnej cenie (ach, wieczne ubóstwo studenta) to bym nabyła. o.
dzięki 🙂 a cenę mogę ponegcjować, bo jeśli już, to pewnie wychodziłoby u nas, czyli w eSPe 😉
To nadal w eSPe jest „u nas”? Sądziłem, że to już za nami ;).
Wróciłam do wydawnictwa 😉 Szukam nowych książek i autorów, jakbys mial jakis pomysł, to zapraszam 😉