Od jakiegoś czasu pojawiła się w mediach społecznościowych praktyka losowania sobie, na początku roku lub właśnie w Epifanię, świętego patrona na kolejny rok. Spotkałam się z nim też, czytając kroniki dominikańskie a także przeglądając spuściznę o. Wiktora Konieczki OP, który zachował (niech chomiki wszystkich czasów będą błogosławione!) doskonałą większość obrazków, które do tego losowania służyły a które otrzymał. Byłam więc pewna, że praktyka trwa, a tu jeden z młodych ojców mnie oświecił, że on nigdy w czymś takim nie uczestniczył (pozdrowienia dla o. Wojtka Gomułki!).
Tymczasem jeszcze na początku XX w. kuria generalna wydawała nawet specjalne obrazki, na które natknęłam się przy, jakżeby inaczej, opisywaniu negatywów o. Generała. Wyglądały one zwykle tak:
Wybrałam „gadżet” z patronem zakonnym Mojego Ulubionego Brata (o bł. Gwali z Bergamo pisałam TUTAJ), tak po znajomości. Jak widać, główny element to wizerunek, mniej lub bardziej uproszczony, najczęściej reprodukcja istniejącego dzieła. Potem podpis z podaniem minimalnej charakterystyki (kapłan/biskup/konwers/mniszka etc.) oraz powodu wyniesienia na ołtarze (męczennik/wyznawca) oraz data dzienna wspomnienia. Dalej następuje cnota, nad którą osoba, która otrzymała dany patronat, miała pracować w nadchodzącym roku. Na zachętę losujący otrzymywał cytat z Pisma św. lub duchowego autorytetu. Całość zamyka intencja, w jakiej brat miał się modlić za wstawiennictwem wybranego świętego.
Tak na marginesie – uderzyło mnie to, że cnotą „przypisaną” do bł. Gwali była doskonałość. Pasuje mi do jego polskiego imiennika, szczególnie że ten ostatni, choć był wybitnie staranny, nie był perfekcjonistą. Po Akwinatowemu wolał byty niedoskonałe acz istniejące od idealnych, ale nieistniejących. Jakby co, to mam skan przynajmniej jednego listu, który to potwierdza.
Wracając do losowania – było to starannie przemyślane działanie formacyjne. Pomijam kwestię tak oczywistą, jak praca nad konkretną cnotą i to jeszcze z duchowym wsparciem określonego patrona oraz modlitwę w konkretnej intencji, która służyła budowaniu Kościoła. Na swój sposób naturalne było po wylosowaniu poznanie bliżej patrona, a święci nie tylko wspierają nas modlitwą – ich życie może być dla nas źródłem duchowej inspiracji, a bywa, że i motywacji. Co więcej, poznanie tych z własnego zakonu pomaga głębiej poznać tożsamość wspólnoty i pełniej się z nią wewnętrznie zintegrować. Pewnie bywało i tak, że zaproponowany na obrazku cytat pozwalał lepiej nawigować w dość burzliwych chwilach rozeznawania, ale to już tajemnica dominikańskich sumień.
Gwalowe obrazki się nie zachowały, podejrzewam, że po zakończeniu ich „ważności” rozdawał je albo wysyłał rodzinie. Na negatywach o. Studzińskiego jest ich sporo, ewidentnie było kilka edycji, bo różnią się kompozycją. Trzeba będzie wyśledzić w kronikach, kiedy praktyka została zarzucona (u ojców, bo wiem, że mniszki wciąż losują…), bo sama w sobie ciekawa i ewidentnie się odradza.
PS. O projekcie opisywania negatywów o. Studzińskiego więcej TUTAJ.