Wiele wieków temu pewien staroangielski tłumacz, zapewne mnich, przełożył jedną z adwentowych antyfon „O” – „O, Oriens” na ojczysty język. Utwór ten otrzymał tytuł „Christ I” i w zeszłym stuleciu wpadł w ręce pewnego katolickiego filologa z Oksfordu, imieniem J.R.R. Tolkien. Tego zaś zafascynowało występujące w utworze słowo (filolodzy w końcu tak mają, że fascynują ich słowa – dlatego w końcu wybrali taką, a nie inną robotę) „EARENDEL” (za: T.A. Shippey, J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia„).
Antyfona po polsku brzmi: „O Wschodzie, Blasku światłości wieczystej i Słońce sprawiedliwości; przyjdź i oświeć żyjących w mroku i cieniu śmierci”. Odnosi się ją zarówno do Jezusa, jak Jana Chrzciciela (który był blaskiem zapowiadającym nadejście Światła). Śpiewając ją, powtarzamy wołanie królów i proroków Starego Testamentu, wołających o zbawienie.
Kto czytał „Silmarillion”, wie, że Earendel to imię jednego z bohaterów. W czasie zmagania się o Silmarile (drogocenne klejnoty zamykające w sobie światło) udało mu się przedostać do krainy Valarów i ubłagać ich pomoc przeciw Morgothowi. Ci umieścili Earendela, wraz z jego okrętem, na dziobie którego zatknięto ocalały klejnot, na niebie. Stał się gwiazdą zapowiadającą zwycięstwo nad mrokiem.
Tolkien stworzył mit, w którym opowiedział arcymit, wspierając się mitologią germańską i celtycką. Dla niego było oczywiste, że tylko chrześcijaństwo ma w sobie nieśmiertelność prawdy, więc w zetknięciu z opowieściami ludzkości, zawsze zwycięży. Dziś znajomy werbista (Bartek – serdecznie pozdrowienia, dużo sił i Ducha na maraton spowiedniczy przed Świętami!) pisze, jak noszony przez niego krzyż celtycki budzi podejrzenia, że noszący go ksiądz pewnie jakoś okultystycznie skrzywiony. Bo forma krzyża nawiązuje do krzyża solarnego z mitologii celtyckiej.
To owoc podejścia, w którym lęk zwycięża wiarę. Chrystus nie jest już tym, którego krzyż daje chrześcijanom obronę duchową, bo uciekają przed tym znakiem wszystkie demony. Chrystus nie jest tym, w którego wiara sprawia, że wierzący staje się twierdzą i żaden zły duch nie ma do niego przystępu i nie może go pokonać. Nie, mamy się rozglądać nerwowo, zamiast po prostu rozeznawać zgodnie ze słowami św. Pawła: „Wszystko badajcie, co szlachetne – zachowujcie” (1 Tes 5,21). Postawa lęku jest niegodna wyznawcy Chrystusa. Tak zwyczajnie i po prostu. Wschodzące z wysoka Słońce dało nam i nadal daje wystarczającą ilość światła mądrości i roztropności, żebyśmy potrafili odróżniać ziarno od plewy, ale jeśli nawet nabierzemy się na te ostatnie, zawsze mamy do dyspozycji sakramenty a wśród nich spowiedź – miejsce uzdrowienia.
Gdyby Tolkien bał się mitologii, nigdy nie powstałaby trylogia „Władca pierścieni”, a gdyby nie powstała ta trylogia, kilku moich znajomych nie odnalazłoby drogi do Chrystusa. Bo to przez trylogię Bóg ich do siebie przyprowadził. Najwyraźniej autorowi opowieści o hobbitach i całej reszcie tej mitologicznej gromadki udało się wybrać i zachować z mitów to, co szlachetne.
Jak to mówią tutejsi: amen to that 🙂 Dziękuję za serdeczne życzenia na maraton 🙂
😉