Czy już tu wspominałam, że uwielbiam Jane Austen? Przeczytałam wszystko, co napisała, jestem uzależniona od filmowych adaptacji jej prozy i twierdzę, że niewiele jest osób, które miałyby tak świetny zmysł obserwacji połączony do tego z talentem do ich przekazywania.
A na zachętę do podzielenia mojego uzależnienia fragment z najnowszej adaptacji powieści pt. „Emma” – obecna w każdej książce Austen scena balu. Tak od 1,80 zaczyna się taniec i właśnie o nim będzie coś więcej.
Ale najpierw film:
Świetna opowieść o tym, jaka jest dynamika relacji między kobietą i mężczyzną. Powitanie, zbliżenie, oddalenie, potem znów bycie blisko, i jeszcze bliżej, potem bycie bardzo blisko, ale dzięki zwróceniu w tym samym kierunku, a nie ku sobie. Potem pozorne rozstanie – odejście pomiędzy ludzi, ale zdążanie w tym samym kierunku ponownego spotkania. I znów ukłon, zbliżenie, oddalenie… Jest czas na oddech, miejsce na przestrzeń wolności a przez to budowanie zaufania, i jest czas na bliskość, tę wypływającą z fascynacji sobą nawzajem, i tę, która wynika ze wspólnoty dążeń i zainteresowań. Bliskość smakowaną, powoli i z rozmysłem.
Cudne.
A do tego jeszcze pięknie pasuje do dzisiejszej uroczystości. Greccy Ojcowie Kościoła mówili o Trójcy, że Jej wewnętrzne życie to taniec – perychoresis. Nieustanna dynamika Miłości, która porusza Kochającego ku Kochanemu a Kochanego kieruje ku Kochającemu, sama będą Osobą. Tego się nie da opowiedzieć, to trzeba kontemplować. A zacząć można od kontemplowania ludzkiej miłości. To dobry początek. Biblijny.