Opłatek pełni błyszczy na nocnym niebie. A może to nie opłatek, może urealniony przez noc obraz Boscha z księżycem jak wejście do nieba? Pociągi nawołują się w nocnej ciszy na niedalekim wiadukcie. Ich głosy budzą we mnie tęsknotę za tym, żeby kupić bilet i pojechać. Dokądś, nie wiem – Poznań? Warszawa? Gdańsk? Nie liczy się tylko cel, liczy się droga.
Niebo wysokie, ciemnoszafirowe, czyste. Powietrze wczesnej jesieni wchodzi w płuca jak lotny kryształ, dziś po raz pierwszy nad Krakowem było to obłędnie niebieskie, bezchmurne niebo wczesnej jesieni i wiosny. Gdyby nie temperatura, można by poudawać, że się jest w Rzymie. Tam też mogłabym pojechać. Albo polecieć.
Może kiedyś. Nie teraz. Jeszcze nie teraz.