Jest rok 1584. W Krakowie szlachetnie urodzonym Katarzynie i Mateuszowi Maciejowskim rodzi się córka, której na chrzcie dają imię Zofia.
Rok później w Ripon (Norh Yorkshire, Anglia) rodzi się Mary, córka Ursuli i Marmaduke’a Wright Ward, przedstawicieli angielskiej szlachty.
Zofia, mając 16 lat, zostaje wydana za Jana Czeskiego. Dwa lata później zostaje członkinią Arcybractwa Miłosierdzia, założonego z inicjatywy ks. Piotra Skargi, oczywiście jezuity.
Mary o mały włos nie zostaje w dzieciństwie ofiarą konfliktu między protestantami a katolikami w Anglii. Uratowana przez ojca, trafia do domu jego znajomego na kontynencie. Tam w wieku 15 lat odkrywa powołanie do życia kontemplacyjnego i wstępuje do klarysek.
Zofia w wieku 22 lat zostaje wdową. Postanawia zrezygnować z ponownego zamążpójścia i poświęcić się dziełom miłosierdzia.
Mary w wieku 19 lat opuściła klauzure i postanowiła zacząć realizować swoje powołanie w powołaniu.
Obie w drugiej dekadzie XVII w. postanawiają założyć szkoły dla dziewcząt, zwłaszcza osieroconych i ubogich, prowadzone przez żeńskie zgromadzenie/instytut zakonny, który byłby nowością w życiu Kościoła. Jego członkinie nie nosiłyby habitów, nie obowiązywałaby ich klauzura, obowiązek modlitwy chórowej i ogólnie zgromadzenie to przypominałoby współczesne zgromadzenia kontemplacyjno-czynne.
Obie podejmują się tego dzieła, inspirowane jezuicką duchowością i korzystając ze wsparcia Towarzystwa Jezusowego.
Zofia wykupuje od rodziny udziały w kamienicy, którą odziedziczyli po ojcu, swój majątek przeznacza na jej remont i przebudowę. W latach 1626/27 gotowy budynek odwiedza całą procesja komisji i wizytatorów, ale ostatecznie szkoła zostaje zatwierdzona przez krakowskiego biskupa.
Szkoły otwarte przez Mary Ward, po długich staraniach w Watykanie o przyjęcie jej wizji działania szkół i charakteru założonego przez nią zgromadzenia, zostają jednak skasowane w 1631 r. Stolica Apostolska nie wyraża zgody na taką formę żeńskiego życia zakonnego, jaką proponuje założycielka. Przyjmując to, co jej dano, Ward gromadzi wokół siebie kobiety chcące pójść jej śladem i zaczyna zakładać szkoły, korzystając z danego jej zakresu wolności. Narzucona zostaje siostrom klauzura oraz pozostałe wymagania dotychczasowego żeńskiego życia zakonnego i tak ostatecznie rodzi się zgromadzenie loretanek, do którego na początku XX w. wstąpi przyszła św. Matka Teresa z Kalkuty.
Tymczasem w Krakowie w 1630 r. dzieło Zofii Czeskiej obejmuje patronatem najpierw królowa Konstancja a trzy lata później jej mąż, Władysław IV. Nawet więcej – Dom Panieński, jak nazwano szkołę, odwiedza w 1633 r. nuncjusz papieski Honorat Visconti. Jest pod tak wielkim wrażeniem tego, co widzi, że wydaje dokument ZAKAZUJĄCY wprowadzania kiedykolwiek klauzury w Instytucie Zofii Czeskiej lub zmieniania jego celu. W następnych latach powstają ustawy ściśle regulujące życie zarówno uczennic, jak i nauczycielek. Te ostatnie stają wspólnotą kobiet konsekrowanych – Zgromadzeniem Panien Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny, znanym szerzej jako prezentki.
Mary Ward umiera w 1645 r. wyczerpana ciężką pracą, zakładaniem kolejnych szkół, chorobami i świadomie wybranym ubóstwem. Na jej pogrzeb przychodzą nie tylko katolicy, ale i anglikanie – oni także uważają ją za świętą.
Zofia umiera w 1650 r. w opinii świętości. Na znak szacunku i w podziękowaniu za wielkie zasługi dla miasta zostaje pochowana w Bazylice Mariackiej. Jej dzieło będzie kontynuowane pomimo dużych trudności a charakter zgromadzenia nie ulegnie zmianie.
Żywoty równoległe. I tak różny wynik: Mary musi wycofać się częściowo ze swojego pomysłu na życie zgromadzenia, Zofia nie tylko, że zyskuje patronat samej pary królewskiej, to jeszcze nuncjusz apostolski dokumentem potwierdza jej wizję życia wspólnoty nauczycielek w jej szkole. Na pewno potrzebne byłyby tu głębsze badania, ale tak sobie myślę, że pięknie na tym przykładzie widać m.in. różnicę mentalności związaną z postrzeganiem miejsca kobiety w społeczeństwie.
W Rzeczpospolitej aktywnie działająca kobieta, mająca spory zakres samodzielności, nie tylko materialnej, ale i prawnej, nie jest niczym zaskakującym. Zofia nie musi się przebijać przez społeczne mentalne przedzałożenia na temat jej miejsca w społeczności. Wystarczy, że wykaże wartość swojej działalności.
Mary, działająca początkowo w Północnych Niderlandach (obecnie część Francji), musi się przebić nie tylko ze swoją wizją charyzmatu zgromadzenia, ale też swoją wizją kobiecości i miejsca kobiety w społeczeństwie. I tu ponosi porażkę. Nawet mimo wsparcia wielkich autorytetów spośród ówczesnych jezuitów, wstawiających się za nią u papieża.
Wnioski? Podziw dla mądrości Ewangelii a szczególnie tego, że Jezus wzywa do metanoi a nie krwawej rewolucji. Zmiana świata, prawa, życia zaczyna się od zmiany mentalności. Reszta dzieje się sama.
I podziw dla postrzegania kobiety w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Nie trzeba było feminizmu.