W ciszy z Brueghelem

Z Bogiem jest tak, że trzeba uważać, o czym się marzy. Kilka lat temu miałam w Tyńcu, w ramach warsztatów mojej znajomej, wykład o biografii św. Hildegardy z Bingen i zafascynowana padającym za oknem śniegiem, zamarzyłam o rekolekcjach w zaśnieżonym Tyńcu. Po czym o tym zapomniałam, ale Bóg zapamiętał i właśnie wróciłam z opactwa, gdzie spędziłam dwa pełne dni w towarzystwie ciszy i Brueghla na ścianie. Czy raczej: w ścianie, bo to otwór taki był, okienny.

20190110_161822

Kiedy w mojej głowie, pod wpływem informacji o last minute na fb, zakiełkowała myśl o rekolekcjach w ciszy, świat za oknem przypominał raczej średnio wydarzone przedwiośnie. Potem zaczęło sypać. Sypało nadal, kiedy z walizką brnęłam w przesolonej pośniegowej kaszce pod opacką górkę. Lekki mrozik zapowiadał, że efekty opadu się utrzymają nieco dłużej i nie była to zapowiedź bez pokrycia.

Opłata za pokój też była słona i też nieco mroziła, ale zostały tylko pokoje w najwyższym standardzie, więc nie miałam wyjścia. Trafiłam pod opiekuńczą kukullę św. Antoniego Pustelnika, prawie drzwi w drzwi z Hildegardą z Bingen.

20190111_152812

Pokój miał tylko jedną wadę – był blisko windy. Głośnej windy. Skutecznie sabotowała moje próby wcześniejszego zaśnięcia.

Jednak poza tym – samo dobro. Wygodne łóżko, ogrzewanie podłogowe gwarantujące cieplutkie powitanie stóp z podłogą o poranku i przyjemnie opuszczanie kabiny prysznicowej wieczorem, łazienka i okno z cudownym widokiem. Zresztą widoków do pokontemplowania jest tam (czyli w Wielkiej Ruinie, gdzie jest dom gości) o wiele więcej. Nawet widok na otwarte drzwi toalety mogą zachwycić:

20190110_164629

Ten prosty krzyż to nad łóżkiem, kółko obok niego to kinkiet, świetna kompozycja, moim nieskromnym. Bo kompozycja, jak widać, skromna.

Podobnie zachwycające były odsłonięte częściowo stare cegły, tzw. palcówki, na których widać odciski placów ceglarzy. Poruszył mnie ten wciąż namacalny ślad ludzi, którzy żyli setki lat temu. Podziwiałam też codziennie w niemym zachwycie stojącą w wielkiej sali (wysoka na dwie kondygnacje, dobre kilkadziesiąt metrów kwadratowych powierzchni) olbrzymią choinkę. Podziwiałam przede wszystkim po zapadnięciu zmroku, bo wtedy prezentowała się szczególnie korzystnie, lśniąc złociście i odbijając się w lśniącej posadzce.

20190111_202506

Na początku i na zakończenie rekolekcji mieliśmy spotkanie z opatem, o. Szymonem Hiżyckim. Na początku wytłumaczył, o co chodzi, co należy robić, a czego nie, zachęcił, pobłogosławił, po czym zostawił na pastwę ciszy, liturgii i Ducha Świętego.

Kiedy wychodziliśmy z Opatówki po pierwszym spotkaniu, z nieba sypało się takie drobne zmrożone, na kształt białych kuleczek. Jakby z nieba spadała cisza, którą następnie jeden z braci zgartał pieczołowicie ze schodów, delikatnie szurając szuflą. W stosiki pod ścianami, tak na później.

20190110_165218

Za to we wnętrzu było tak – mój telefon nie uchwycił jednego ważnego detalu. Na dole kompozycji przy krzyżu był biały kwiat. Bardzo przyjemnie mi się kombinowało, co też o. Hieronim chciał powiedzieć, układając taką a nie inną opowieść z sosny i tego jednego kwiatka. Mam swoją interpretację, ale zostawię ją dla siebie.

 

Uczestnictwo w godzinach liturgicznych wymagało pobudki po 5.00 rano. Bolesne. Jednak tak ranna Jutrznia i msza po niej dobrze ustawiają dzień. Ogólnie przyjęty w opactwie rytm uspokaja, także rytm modlitwy. Przyzwyczajona do dominikańskiego breviter (krótko, czyt. szybko, patrz: pies pędzący przez pole) dopiero na trzeci dzień zdołałam jako tako się dostosować.

Benedyktyni śpiewają prawdziwie. Rozumiem przez to, że nie jest to wykonanie artystyczne, tylko zaśpiewanie siebie. Nawet w introitach i innych communio niewielkiej scholki gregoriańskiej braci, śpiewającej zdecydowanie lepiej niż konwent w całości (chociaż i tu nie jest źle), wydawało mi się, że słyszę raczej modlitwę niż chęć wokalnego zaistnienia. Bardzo mi się to podobało.

W piątek skorzystałam z sugestii o. Szymona dotyczącej spaceru wałami. Co prawda poszłam w odwrotnym kierunku, niż sugerował, ale to tak z babskiej przekory. Było mroźno, śnieżnie i pod koniec wędrówki mokro w buty. A takie upolowałam widoczki.

 

Ostatnie dwa zdjęcia kojarzą mi się z fragmentem psalmu 27: „On ukryje mnie w swoim przybytku, na skałę mnie wydźwignie” (Ps 27,5), w którym świetnie się odnajdywałam w tamtym momencie. A mniej podniośle, to ta „budka”, na która jest zbliżenie, to średniowieczny kibelek. Rozczulający taki.

 

Brueghel codziennie się zmieniał. Ruszały się także obecne na nim ludziki, psy, koty oraz ptactwo, głownie wodne. Nawet któregoś dnia pustułka zaparkowała na drzewie pod oknem. Może i drapieżnik, ale jaka elegancka linia!

Ostatniego dnia wyszło słońce, za to Brueghel zaczął wyparowywać. Siakiś taki nieśmiały…20190113_095635

Był to znak, że czas wracać. Dziedziniec opactwa zaroił się turystami i wiernymi idącymi na msze. Zostaliśmy grzecznie pożegnani przez o. Szymona, który oprócz nas musiał dziś jeszcze ogarnąć zakończenie wizytacji klasztoru przez opata prezesa kongregacji, do której należy Tyniec. Ogólnie pod powłoczką śniegu i sprowadzonej przez niego ciszy dużo się tu działo. We mnie też, ale to zbyt osobista opowieść.

Benedyktyni hojnie nakarmili mnie słowem, ciszą i pięknem. Jestem im bardzo wdzięczna, głównie za to, w czym dążą do doskonałości, mianowicie za to, że są. Są i swoim istnieniem wskazują na miejsce, które jednym wydaje się puste a inni dostrzegają wypełniającą je Obecność. Bez wiernej straży czarnych mnichów jedni i drudzy mogliby Go przeoczyć. A byłoby szkoda, na całą wieczność szkoda.

[lokowanie produktu] program rekolekcji w Tyńcu na ten rok: REKOLEKCJE

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s