Mistyka i polityka w jednej stoją książce

20180215143639_marnotrawny_500

Tym razem Arcybiskup w nieco innej odsłonie, przynajmniej przez połowę książki. Namiętnie i inteligentnie, jak to Arcybiskup, krytykuje totalitaryzm (zawarte tu konferencje były opublikowane w mediach w 1936 r., więc ma komunizm i nazizm ma przed oczami in vivo). Jednak nie ogranicza się do tylko jego najbardziej oczywistych przejawów, gdyż sporo gorzkich słów pada także na temat kapitalizmu, tyle że proporcjonalnie znacznie mniej.

O ile w Europie oba ustroje totalne szczęśliwie zapadły w otchłań piekła, to uwagi ogólne autora na temat kształtowania życia społecznego i ekonomicznego pozostają aktualne i obawiam się (patrząc na ich nieustanną świeżość), że ich okres przydatności do wykorzystania jest pozbawiony terminu końcowego. Po prostu abp. Sheen dobrze pokazuje główny problem wszelkiej maści reformatorów życia społecznego, którzy z tej układanki wyrzucają chrześcijaństwo.

Pobrzmiewa tu myśl, którą potem będzie bardzo mocno akcentował Jan Paweł II: bez Chrystusa nie można zrozumieć człowieka. A jeśli nie przyjmiemy właściwej antropologii (to już Sheen), każdy tworzony przez nas system społeczny będzie obumierał, zanim na dobre powstanie. Nie będę zdradzać, jaki działa tu mechanizm, bo gorąco zachęcam do lektury książki, w której autor to bardzo klarownie wyjaśnia.

Inspirację do objaśnień czerpie z przypowieści o marnotrawnym synu ( zob. Łk 15,11–32), w roli tego ostatniego obsadzając współczesną mu cywilizację zachodnią. Lektura prowadzi do dość ambiwalentnych wniosków. Z jednej strony, budzi podziw zdolność autora do wskazania kierunków, w jakich się potoczy świat, jeśli nie wróci do Chrystusa (tu jeden z moich ulubionych fragmentów o tym, że jeśli nie nastąpi zmiana, Kościół może być zmuszony kiedyś do tłumaczenia rzeczy oczywistych). Z drugiej – przeraża to, że jesteśmy świadkami realizacji tych zapowiedzi. Wniosek z tego płynący jest taki, że Bóg posyła swoich proroków, ale my nie jesteśmy im posłuszni. A jak się zajrzy do Biblii i zobaczy, co w takich wypadkach działo się z Izraelem, to może się zrobić słabo; co więcej, chyba nawet powinien jakowyś wyrzut adrenaliny nastąpić.

Taka jest pierwsza połowa książki. W drugiej Arcybiskup omawia, wykorzystując jako ramę narracyjną siedem słów Jezusa z krzyża, przebieg Mszy św. Mimo że odnosi się oczywiście do starego rytu, jego komentarz pozostaje aktualny i można się na nim duchowo posilić. To zestawienie tematyczne (polityki i liturgii) nie jest przypadkowe. Arcybiskup Sheen wyraźniej widzi i dobrze opisuje powiązanie między właściwym rozumieniem ofiary Pana a społeczeństwem, jakie budujemy. Znów – nie będę streszczać, polecam lekturę.

Całość zamyka katecheza o odnalezionym, którą „sponsoruje” Maria Magdalena i nawiązanie do zmartwychwstania.

Z całości zaległa we mnie jakoś jedna myśl, mianowicie że ci, którzy atakują współcześnie Kościół, nie są dla niego partnerami do dyskusji. Po prostu są zbyt słabi lub zbyt leniwi intelektualnie. Współczesna herezja nie polega więc na fałszywej doktrynie, ale na odejściu od Boga w praktyce. Jedyne, co można zrobić w takiej sytuacji, to dawać świadectwo, że jednak można żyć zgodnie ze wskazaniami Ewangelii, że nie są one zbyt wysokie. Obyśmy wytrwali…

Książkę polecam, choć od razu zastrzegam, że jestem mało obiektywna, bo uwielbiam styl Arcybiskupa; to wspaniałe połączenie lekkości stylu i merytorycznego ciężaru. Polityczne uwagi jednych mogą drażnić, innych przyciągać. Jednak postawiona diagnoza zdaje się słuszna. I wciąż, powtórzę, aktualna.

 

Dodaj komentarz