W małopolskim sejmiku część radnych PO próbuje przeforsować dotacje do zabiegu in vitro. To wywołało od wczoraj szum medialny i jednym z elementów tego szumu jest poniższy tekst z Gazety Krakowskiej (wpadł w moje oczy dzięki Agnieszce Kruszyńskiej – dzięki!) wraz z umieszczonym w nim schematem procedury IVF:
Uraz póki co mam tylko do obrazka. Śliczna układanka, ale jeden z elementów w niej nie do końca odpowiada prawdzie o przebiegu procedury.
Proszę się przyjrzeć trzeciemu etapowi i zestawić go z drugim. Pobieranych jest KILKA komórek, ale tylko JEDNĄ z nich zapładniamy w PRÓBOWCE (dlaczego to istotne, zaraz napiszę). Ta radośnie podejmuje wysiłek podziału, staje się embrionem, które zostaje podany do jamy macicy.
Podpis pod trzecim rysunkiem to arcydzieło gry słów. Jeśli ktoś nie wie, że w standardowej procedurze IVF tworzy się wiele embrionów (dzięki temu uzyskuje się skuteczność procedury sięgającą 27 – 30%, przy zapłodnieniu pojedynczej komórki skuteczność wynosi ok. 5%) i jest przychylnie nastawiony do metody, odczyta to jako: „bierze się jedną komórkę i zapładnia”.
Tylko, że to jest niesłuszna interpretacja.
Bo po co poddawać kobietę ryzykownej stymulacji hormonalnej i zmuszać jej ciało do wyprodukowania kilku komórek jajowych, skoro zapładnia się tylko jedną? Ano po to, że zwykle w procedurze powstaje od 6 do 8 embrionów (jeśli organizm kobiety jest w stanie wyprodukować taką ilość komórek jajowych po stymulacji), więc tych komórek jest zapładnianych więcej niż jedna.
Tylko pisząc o tym, trzeba by też napisać, że dokonuje się selekcji embrionów, że reszta trafia do ciekłego azotu (jeśli nie mają wad) lub zlewu (jeśli nie dzielą się lub stwierdzono u nich wady genetyczne, lub ich rodziców nie stać na ich przechowywanie a nie ma chętnych na adopcję).
Owszem, są procedury w których zapładnia się pojedynczą komórkę – ICSI, ale do niej nie używa się próbówek (do IVF też nie, ale to detal). W tej procedurze plemnik zostaje wstrzyknięty do wnętrza komórki jajowej. Na schemacie jednak ewidentnie chodzi o klasyczne IVF, zresztą przy ICSI też (jeśli to możliwe) tworzy się więcej embrionów, niż jeden (patrz: uwaga o skuteczności metody).
Wreszcie schemat kończy się podaniem embrionu do macicy. Ale dramat od bajki różni jedynie moment zaprzestania opowiadania historii. Nie ma słowa o tym, że udana procedura (zakończona podaniem żywego embrionu do macicy) nie musi oznaczać happy endu. Nie wiemy, czy zakończy się udaną implantacją embrionu, czy jeśli podano więcej niż jeden embrion para zostanie postawiona przed decyzją o tzw. selekcji zarodków, czyli aborcji selektywnej, czy kobieta donosi tę ciążę i czy dziecko urodzi się żywe.
Procedura się udała. Technicznie wszystko jest piękne, sterylne i estetyczne.
Zupełnie jak ten schemacik z kłamstewkiem w środeczku.
przykre to.
moja przyjaciółka zwróciła mi kiedyś uwagę na fakt, że samo założenie wyjściowe „chcę mieć dziecko” jest kulawe. bo dziecko nie jest do posiadania. ale to inna rzecz.
bo jest kulawe – powinno się mówić: „Chcę być matką/ojcem”
to wyraźnie zmienia perspektywę
No, tak. Dziecko to nie jest towar z dopiskiem „i ty musisz je mieć!”, tak jak i żaden człowiek nie jest do posiadania, na własność. Wyrastamy w strasznie egoistycznej niszy ekologicznej, gdzie wszystko ma być dostępne na zawołanie, na samą tylko myśl, gdzie mówi się, że tak jest dobrze. Tyle się mówi, że aż trudno uwierzyć, że to nieprawda. Bolesny jest nasz homocentryzm.