[MC 2024 lato] Dysc

Podróż była niestandardowa, bo tym razem wysiadłam w Poroninie. Tam było tak Bracko-krakowsko, to znaczy padało. W zasadzie to padało od połowy trasy, co było jasnym znakiem, że tym razem progności meteo mieli rację. Ech.

Stamtąd do Staszelówki zgarnął mnie pan Andrzej, mąż Krysi. Drogę miał długą i wymagającą cierpliwości, bo nie dość, że remonty mostów w Kośnych Hamrach, to jeszcze wyścig kolarski dzieci i młodzieży w Małem Cichem. Tak, tak, MC ma swój tour de Pologne w wersji mini. Porządnie przygotowany, z obstawą straży i policji, zabezpieczeniami etc. Jak się dowiedziałam, kiedyś to była impreza dla amatorów, ale odkąd są hojni sponsorzy, to i zawodowcy się pojawili – ranga imprezy wzrosła, ale trochę szkoda, że dzieciaki lubiące po prostu pojeździć mają mikre szanse na wygrane. W każdym razie impreza jest i rośnie.

Rozgościłam się, odespałam poranną pobudkę i wypiłam kawę z gospodarzami. Trzeba było iść i przywitać się z Gospodarzem i Gazdą. Kościół pięknie ubrany kwiatami a kupione w zeszłym roku organy brzmią cudownie. To była dobra inwestycja, zdecydowanie. Teraz proboszcz i parafianie inwestują w cmentarz. W wolnej chwili pójdę na wizję lokalną. Póki co popodziwiałam kościół.

Jeszcze tylko zakupy mi zostały. Dzięki temu po drodze wpadłam na efekt zderzenia mocnego grania z góralską gwarą i musiałam go uwiecznić:

Genialne w swej prostocie! Podobnie jak nazwa cichowiańskiej cukierni „Morze kawy”, z tym że to trzeba już sobie powiedzieć, żeby skojarzyć.

Za oknami szaro i mgliście, raczej listopad niż czerwiec. Mam nadzieję, że prognozy na jutro też się sprawdzą i będzie słoneczko. Ciekawa jestem, co tam z moją kondycją… W każdym razie czas powrotu do zamieszkiwania ze sobą rozpoczęty. Bardzo mnie to cieszy.

Dodaj komentarz