[MC 2024 lato] Widoki na Tatry i inwestycje

Kilka tygodni temu pojawiła się informacja, że Małe Ciche wzbogaci się o platformę do spaceru w koronach drzew. Ktoś ze znajomych zapytał, co o tym sądzę, a ja obiecałam, że pójdę i się przyjrzę. Plany na dziś pokrzyżował mi wczorajszy wieczorny ból głowy sugerujący, że czai się na mnie zapalenie zatok, więc postanowiłam odświeżyć dróżki w MC i okolicach.

Już Wiktorówek widziałam, gdzie buduje się platforma do wspomnianych spacerów, i muszę przyznać, że wybór miejscówki był bardzo przemyślany. Powstaje ona obok górnej stacji narciarskiej na polanie Zgorzelisko, więc cała infrastruktura typu parking, szałas z biletami i karczma już są. Można tam dojechać zarówno z Tarasówki (chociaż stąd to raczej quadem albo terenówką), jak i z Drogi Oswalda Balzera, ewentualnie przespacerować się z dołu. Pod względem widokowym miejsce jak najbardziej dostarcza, zresztą popatrzcie sami (szłam obok wyciągu).

Będzie stamtąd piękna panorama zarówno na całe pasmo Tatr Wysokich i Zachodnich, jak i Bielskie. A i Beskid pewnie niejeden da się dojrzeć. Drzew wycięto tylko konieczną liczbę, zresztą wokół sporo młodnika, więc las szybko wróci na swoje miejsce.

Budowę ogarniają dwie firmy: polska i czeska, na razie jest duuuuża dziura w ziemi i stoi kawałek jednego wspornika (?), więc to pewnie potrwa, mimo że całość jest budowana z gotowych elementów, które są skręcane ze sobą na miejscu. Coś dla fanów lego, tylko takich prawdziwych. Bałam się, czy nie jest zablokowana droga w stronę Tarasówki, ale na strachu na szczęście się skończyło.

Poszłam więc w dzisiejszym lepkim powietrzu przejść się przez las. Po drodze upolowałam trochę ciekawej zieleniny – podkolan biały miał ewidentne parcie na szkło, bo sam mi się rzucił w oczy. A naparstnica, tym razem purpurowa, tak ślicznie i samotnie wyglądała na polanie, z której górale ściągali drewno, że nie mogłam nie zrobić jej fotki. Co prawda mężczyzna pracujący przy zrywce dziwnie na mnie spojrzał, ale cóż – robienie zdjęć roślince jeszcze nie znaczy, że ma się jakieś plany jej praktycznego zastosowania. Prawda?

Spacerek dostojnym krokiem doprowadził mnie do fascynującej mnie stale chaty za wsią a pod lasem, zaś potem do naturalnego punktu widokowego na Tarasówce. Było na co patrzeć, zdecydowanie.

Schodząc już w dół, pozachwycałam się zapachem róży alpejskiej, której krzew pięknie kwitł przy drodze. Nie jest to wyrafinowanie i pewnego rodzaju upojność róży stulistnej, raczej zapach świeży, lekki, delikatny i pozostający w pamięci. Świetnie mieszczący się w tatrzańskim klimacie, w którym, z racji na jego chłód i nieprzewidywalność, kwiaty są subtelne, ale nie do pokonania. A jaki miód z ich nektaru robią pszczoły! (Już nabyłam, a Krysia dała mi też filiżankę tego cuda, żebym mogła już się cieszyć konsumpcją bez uszczuplania zasadniczego słoika. Można, a nawet należy, zazdrościć).

Idąc przez MC, podziwiałam kolejne inwestycje. Wioska się rozwija, w swoim tempie, ale nieubłaganie, co bardzo mnie cieszy, szczególnie że jednocześnie nie traci swojego zacisznego klimatu. O którym teraz anegdotka: dziś pan Marek, który co roku przyjeżdża mniej więcej w tym samym czasie, co jak, kupił tu w spożywczym paprykę w słoiku, ale zapomniał ją zabrać. Kiedy zjawił się w sklepie po jakimś czasie z nieśmiałą nadzieją, że uniknie kolejnego wydatku, pani sprzedająca nie miała problemu z rozpoznaniem go i przekazaniem zakupu. Fakt, jeszcze jest przed sezonem, ale też cała historyjka ma swój swojski klimacik, który bardzo cenię.

Cały dzień zbierało się na deszcz, jak widać ma zdjęciach, niebo było w woalce. Mam nadzieję, że w nocy popada i odświeży atmosferę. A jutro się zobaczy.

Dodaj komentarz