Rechocik nad kroniką

Trudno bowiem nie rechotać, kiedy czyta się tak soczyste anegdotki, jak OPowieści z lat szczenięcych – tak, to dobre słowo – obecnych przewielebnych seniorów prowincji. Spokojnie, będzie bez personaliów niekoniecznych do docenienia komizmu.

Rękawiczki infułata

Imaginujcie sobie państwo, że jeszcze nie było Vaticanum Secundum, co oznacza, że zanim do zakrystii zawitał jakiś kościelny dostojnik, najpierw przybywały jego insignia. Cały bogaty strój liturgiczny, w tym rękawiczki w krzyże na wierzchu dłoni nadobnie haftowane. Pewnego dnia u dominikanów miał odprawiać infułat z Bazyliki Mariackiej, więc jeden z braci został posłany z misją dostarczenia z Placu Mariackiego na ul. Stolarską wszystkich elementów dostojnej garderoby. Dystans niewielki, dla tych, co nie znają topografii Krakowa – szybkim krokiem 5 minut – ale brat ewidentnie miał talent, bo zdołał na tej krótkiej trasie zgubić rękawiczki. Nie dość, że wielebne, to jeszcze drogie bardzo.

Nieświadom niczego radośnie zawitał do zakrystii, a biedne okrycie rąk w tym czasie wpadło w chciwe ręce krakowskich pijaczków. Ci szybko się zorientowali, że oto mają okazję zarobić, więc zaczepili przechodzącego ulicą mężczyznę i zapytali, czy nie chciałby uzupełnić swojej garderoby o tak gustowny element. Zaczepionym okazał się jeden z noszących pod czas procesji nad kapłanem baldachim, dodajmy – noszącym w procesjach dominikańskich. Ten po jednym rzucie oka się zorientował, co jest mu oferowane, grzecznie uiścił żądaną kwotę (musiał być napływowy chyba, krakus na pewno by się targował), po czym zaniósł nabytek na… Stolarską. Co miał obdarowywać cudze zakrystie.

A tam brat zakrystian (i pachnie mi to br. Jakubem Papierzem) szybko skojarzył infułata, mszę, noszenie insygniów, brata kleryka i, podziękowawszy za prezent, pokuśtykał z pytaniem, czy bracia aby przynieśli wszystko, co trzeba. Oburzony „donosiciel” odrzekł, że oczywiście! Wtedy padło pytanie: „A rękawiczki są?”. Odpowiedź państwo znacie…

Prawie namacalnie czuję ulgę, którą musiał odczuć ten braciszek, jak zakrystian mu pokazał rzeczone, a cudem odzyskane.

Ci straszni historycy dominikańscy…

Jestem wielka fanką o. Pawła Kielara i nawet żale w kronice studentatu, jak to uwalił na egzaminie semestralnym z historii Kościoła większość rocznika, nie są w stanie ugasić miłości płonącej w mojem serduszku. Rzekłabym nawet, że nawet ją podsycają.

Rzecz jasna, bracia studenci mieli na ten temat inne zdanie. Odczekali więc do 1 kwietnia, bo wtedy mogli bezkarnie ukarać historyka. Następnie tejże nocy ułożyli pod drzwiami jego celi stos, obok postawili kanister z benzyną, zapałki i karteczkę z sugestią, że przedmioty te świetnie odpowiadają jego metodom działania, więc z pewnością będzie wiedział, jak zrobić z nich użytek.

Zlany konserwator

Klasztor to poważna instytucja, ale nawet w niej były kultywowane nieco pogańskie zwyczaje, patrz: Lany Poniedziałek. W ramach polewania wszelakiego bracia studenci stworzyli też samopolewaczki. Konstrukcje te polegały na tym, że wystarczyło, na przykład, otworzyć drzwi i zrobić krok przed siebie, by na głowie wylądowało nam wiadro wody, choć bez wiadra.

Jedną z nich zamontowali nad drzwiami, które świetnie było widać z okien studentatu, i zaczaili się, by zobaczyć, kto stanie się ofiarą. Los chciał, że klamkę nacisnęła i próg przekroczyła bardzo ważna, a na pewno nieco sztywna i wielce sobie ceniąca szacunek do siebie persona, czyli o. Studziński. W sekundzie z zakonnika o szacownym wyglądzie przemienił się w zmokłe kurczę po dominikańsku, co zdecydowanie mu się nie spodobało. Podobno przez kwadrans wyklinał na progu, wykonując groźne gesty w stronę okien studentatu, za którymi, rzecz jasna, bracia turlali się z radości.

Kolęda, kolęda

Co roku 6 stycznia odbywało się w klasztorze krakowskim kolędowanie. Bracia studenci, gustownie a pomysłowo przebrani, wędrowali od drzwi do drzwi, wyśpiewując kolędy i ćwicząc się w proszeniu o dary „co łaska”. W kronice z lat osiemdziesiątych pojawiają się żale, że niektórzy ojcowie wręcz barykadowali się w celach i nie było mowy o ich nawiedzeniu.

Jakoś się nie dziwię, skoro część kolędników przebrała się za zomowców…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s