[Gwala] Jackowe DNA

W kazaniu otwierającym tegoroczną kapitułę OProwincji o. Łukasz Wiśniewski, wtedy krakowski przeor, teraz już polski prowincjał, powiedział, że każdy z polskich dominikanów ma w sobie coś z DNA św. Jacka. Dopracowując redakcyjnie tekst książki o br. Gwali, zauważyłam, że rzeczywiście jest w nim pewne podobieństwo do Odrowąża.

Zacznijmy może od uwagi na marginesie, mianowicie że wśród trzech dominikanów ruszających z Santa Sabina do kraju za Karpatami był także brat konwers – Herman Niemiec. Tym samym możemy powiedzieć, że bracia zakonni byli w tej wspólnocie od samego jej początku, jeszcze przed dotarciem do Krakowa. Podoba mi się ta myśl.

Wracając jednak do br. Torbińskiego. Pierwszym, zdecydowanie rzucającym się w oczy podobieństwem jest upodobanie obu panów do intensywnych pieszych wędrówek. Co prawda w przypadku Jacka samozwańczy advocatus diaboli może zauważyć, że on musiał, bo wtedy dominikanie mieli zakaz korzystania z innych środków transportu niż ten, w który wyposażył ich Pan Bóg. Mam jednak na obronę mojej tezy dotyczącej ulubionych form aktywności fizycznej to, że już jako osoba starsza szacowny Ojciec Współzałożyciel chętnie wyruszał na wędrówki w obrębie najbliższej okolicy zamiast wymawiać się wiekiem.

Co do brata, to podam tylko jeden przykład. Podczas jednej z całodziennych przechadzek wybrał się w Tatry. Podjechał autobusem do Włosienicy (wtedy jeszcze była taka możliwość), stamtąd poszedł podziwiać Morskie Oko, przeszedł do Doliny Pięciu Stawów, następnie wspiął się na Zawrat i przez Świnicę i Kasprowy Wierch zszedł do Zakopanego, z którego kulturalnie wrócił do Krakowa. Tym, co znają Tatry, nie muszę tłumaczyć, pozostałym powiem, że opadła mi szczęka, jak to usłyszałam. Nie dość, że trasa długa, to jeszcze wymagająca pokonania wielu znacznych przewyższeń, a brat nie miał współczesnych butów czy ubrań górskich, plecak też pewnie był taki sobie. A to tylko jedna z jego długich wypraw.

Są też i głębsze podobieństwa. Obaj byli głęboko maryjni i rozkochani w Eucharystii. Co prawda nic mi nie wiadomo o ratowaniu przez br. Gwalę Sanctissimum z jakiegokolwiek pożaru, ale niewątpliwie liturgia mszy św. i możliwość przyjmowania Komunii były jednymi z największych radości w jego życiu. W swoich listach broni też żarliwie różańca, który po soborze w niektórych środowiskach był na cenzurowanym, jako „klepanie Zdrowasiek”. On widział go, zresztą w pełni właściwie, zdecydowanie głębiej, jako modlitwę kontemplacyjną, w której odnaleźć się mogą zarówno niewykształceni, jak i ci, którzy mieli możliwość edukowania się.

Obaj zaangażowali się w działanie, które z teologiczna nazywa się reewangelizacją, a z ludzka – pogłębieniem wiedzy religijnej ludzi prostych. Co prawda wizja reformatorów prowincji na początku XX w. mówiła o tym, że OP mają być duszpasterzami inteligencji, jednak to nie znaczyło, że jedynie inteligencji. Brat katechizował ludzi w swoich rodzinnych stronach – oni zostali mu powierzeni, więc najwyraźniej nie wybrzydzał.

Obaj nauczali przede wszystkim przez świadectwo życia. Z wypowiedzi św. Jacka mamy tylko słowa, które wypowiedział na łożu śmierci a i to nie wiadomo, jakiej obróbce i na ile głębokiej poddał je redaktor. Po br. Gwali zachowało się więcej tekstów, bo ocalała jego korespondencja (nie przestanę za to dziękować państwu Świsiom, którzy zachowali jej lwią część!), jednak na co dzień nie posługiwał się słowem. Zresztą zapamiętany został jako raczej milczący, choć nie mrukliwy. Po prostu był, czasem wykonał jakiś gest, czasem powiedział jedno zdanie, ale to właściwe. I wystarczało.

Wreszcie zarówno św. Jacek, jak i br. Gwala mieli talent do podtrzymywania dominikańskich powołań. W zebranych przeze mnie wywiadach i niezarejestrowanych rozmowach wracał temat otrzymanego od brata wsparcia, dzięki któremu ktoś został w zakonie lub znalazł siłę na wyjście z kryzysu. Jest też opowieść o jego płaczu nad ojcem, który zrzucił habit. Obaj przywoływani tu dominikanie byli ludźmi widzącymi z dużą ostrością wartość wspólnoty, może z tego właśnie wypływała ich siła jej wiązania i jednoczenia w podążaniu właśnie dominikańskim wariantem wspinaczki ku Panu.

Brat w każdym liście pisanym w sierpniu wspomina o obchodach święta św. Jacka, w jego spuściźnie znalazłam ten obrazki tego świętego, możliwe, że wysyłał jej także do rodziny. Choć o wiele bliższy był mu św. Józef, to wydaje się, że i Odrowąż znalazł swoje poczesne miejsce w sercu Gwali. Myślę, że kiedy się spotkali u Celu, było to radosne powitanie.

3 myśli nt. „[Gwala] Jackowe DNA

  1. Tak to prawda nie mówił zbyt wiele.Taki był mój stryjek.Dzisiaj są jego imieniny.Nie przywiązywał do takich uroczystości wielkiej uwagi.Jednak wiem ,że było mu przyjemnie jak ktoś o tym pamiętał.

    • 🙂 dlatego wrzuciłam na moją stronkę na fb zdjęcie i stosowne przypomnienie!
      zresztą urodziny też dziś obchodzi – w listach określa to jako „podwójne solemnia” ❤

  2. Dzisiaj są imieniny mojego stryjka. Byłoby mu przyjemnie. Chociaż nie przywiązywał do takich uroczystości wielkiej uwagi.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s