Właśnie wróciłam z kina z najnowszego Scotta – Ostatni pojedynek zostawiłam sobie do obejrzenia na platformie streamingowej, jakoś zwiastun mnie nie zachwycił. Z Domem Gucci, czy właściwie: Guccich, było inaczej. Zobaczyłam zwiastun i wsiąkłam w oczekiwanie.

Jak widać na fotce, poszłyśmy ze znajomą do kina Pod Baranami – lubię jego klimat. Zresztą to właśnie film studyjny, potrzebujący raczej przytulnego wnętrza niż wielkiego ekranu. Trwa ponad dwie godziny, których nie poczułam, bo jest to świetnie utkana z obrazu, emocji i dźwięków, w tym muzyki, całość. I ten Mediolan…
Szłam do kina dla Lady Gagi i muszę przyznać, że ta rola do genialna szarża, w dodatku zwycięska. Aktorka jest w pełni wiarygodna, wykreowana przez nią postać jest mięsista i zostaje w pamięci. Zresztą dobór aktorów i to, co oni robią ze swoimi postaciami, to poezja: Al Pacino, Jeremi Irons, Jared Leto, Adam Driver to niesamowity portret rodziny kierującej coraz bardziej chylącym się do upadku imperium modowym.
Do tego dopracowana scenografia i ubrania, widać połączony z elegancją przepych, tak typowy dla bogatych Włoch. Nieco żartów sytuacyjnych i słownych, sporo ukrytych np. w tle dźwiękowym lub muzyce. Ten film straci dużą część swojego uroku u tych, których nie są tak dobrze osadzeni w dorobku kulturalnym, chociażby w operze – pojawia się tu kilka klasyków operowych, zresztą w duecie na końcu śpiewa Pavarotti. Scott rozważnie i bardzo starannie dobrał utwory, jednak największa zabawa to zgadywanie, czemu właśnie określony w określonym momencie. I nie tylko ten operowy.
Jest to też film, w którym warto zwracać uwagę na szczegóły, bo np. to kto i jak otwiera drzwi dużo mówi o relacjach w domu. Wiele tu nostalgii za dobrym rzemiosłem, dostrzeżeniem bezcenności dzieła (kwestia ta pojawia się w filmie dwa razy) wynikającego z tego, że artyzmu nie da się kupić za pieniądze. Postawione zostaje też z mocą pytanie o to, czy w imię dochodu warto sprzedawać dobre imię, niszczyć markę i schodzić z jakości.
Zdjęcia są piękne, ale nie ma przesady w wysmakowaniu – ważniejsza jest historia. Nie jest to opowieść reportażowa, oddająca 1:1 historię, zresztą w opisie jest wyraźnie zaznaczone, że fakty były jedynie inspiracją. Wiele tu manipulacji, gierek, okrucieństwa, ale też ludzkiej słabości, zwłaszcza podatności na manipulację. Gucci wydają się – obraz ten pojawia się w wypowiedzi ich rodzinnego prawnika i bardzo pasuje – rzadkim gatunkiem, niestety zbyt oswojonym, by w porę dostrzec zagrożenie i przed nim uciec lub je pokonać. Kiedy na arenie pojawiają się nowe drapieżniki, ulegają im i dom przestaje istnieć, zostaje tylko marka, która na nowo zaczyna zarabiać. W tej całej grze Patrizia Gucci wydaje się postacią pozytywną, tragiczną, ale pozytywną, choć to ona zleciła zabicie byłego męża.
Będę chciała to obejrzeć jeszcze raz, myślę że zdecydowanie warto.