Pora wabi sabi

Lubię rozmach jesieni, jej bałaganiarstwo i kolorystyczne szaleństwo, wyraźne szczególnie wtedy, kiedy, jak w tym roku, większość dni jest słoneczna. Kontrast więdnących drzew z lodowatym błękitem nieba zatrzymuje w miejscu i nakazuje gapienie się z zachwytem. Lubię szeleścić chodnikiem i umykać przed spadającymi liśćmi, wdychając mglisto-chłodne powietrze dni prowadzących nieuchronnie ku zimie. Perspektywa przyprawiająca o dreszcz, ale za to w jakim stylu!

Na początku tegorocznej jesieni poszłam na wystawę grafik Ohary Koson w Mandze. Jak zwykle wystaw było kilka, a bilet pozwalał obejrzeć je wszystkie, popodziwiałam więc też tę o sztuce – japońskiej i zachodniej – przedstawiającej naturę, głównie rośliny. Obecny był na niej był też temat, jeden z silniej obecnych w kulturze japońskiej wątków, uchwycenia piękna pełni, która pojawia się na mgnienie oka tuż przed rozpoczęciem procesu umierania. O tym są takie japońskie święta jak hanami, poświęcone podziwianiu kwitnących wiśni, czy jesienny wieczór poświęcony kontemplowaniu pełni księżyca.

Widzę w tym cień jeszcze innego elementu tej kultury, mianowicie koncepcji wabi sabi. Zachodnie wnętrzarstwo zrobiło z niej modę na niedopracowane, zniszczone bądź niedokończone wnętrza, ale już zamieszkałe; destrukt, ale świetnie utrzymany, z wypasionymi dodatkami.

Wabi sabi jednak, jak zwykle, to trochę głębiej. W tej filozofii mieści się chodnik zasypany złotymi liśćmi, pozbawione ich gałązki głogu z czerwonymi owocami, marszczącymi się od porannych przymrozków, występowanie w jednym momencie obumierania i życia. Docenienie tego pierwszego m.in. jako przypomnienia o wartości tego drugiego, ale też o tym, jak niszczący potrafi być perfekcjonizm, który w swojej istocie dąży do zawoskowania rzeczywistości w jednej, przyjętej za doskonałą, formie. Jest on pakowaniem mnóstwa energii w zachowanie status quo, które najczęściej oznacza martwotę. Życie tego nie znosi, tworzenie pociąga za sobą zamieszanie, zaskoczenia, bałagan, choć w pewien sposób uporządkowany, bo poddany prawom procesu kreowania.

Dynamika i bogactwo jesieni to dla mnie uosobienia tej filozofii. Tak, jest to pora układania się do snu i przygotowania do minimalizmu zimy, ale też jest w niej żywotność i bogactwo, które zapowiadają przetrwanie czasu snu i odpoczywania. Paradoksalnie zapowiada wiosnę, jest gwarantką jej dożycia i przeżycia, pozostając jednocześnie dobrym czasem na wyciszenie i karmienie się pięknem pełni, która jest momentem przełamania się w obumieranie. Nie ma sensu zatrzymywać tej przemiany, Japończycy znaleźli już jedyne słuszne podejście – zatrzymać się i cieszyć tą chwilą piękna i obfitości.

Niech podsumuje to wiersz, podprowadzony z profilu o. Cypriana Klahsa OP, który to tekst moim zdaniem cudownie oddaje jesienność, zwłaszcza tę ciepłą, cierpką, na bogato, i w którym się bardzo odnajduję:

DO JESIENI

Jesieni hojna, rozrzutna poro,
listna, jabłeczna, buczynowa,
poszumna wiatrem, deszczem kapryśna,
Jesieni słodka, owocowa,
bogata miodem, melancholią,
tysiącem barw okryta,
w przemianach nieznużona,
stara i młoda aż do śmierci –
Ciebie wybieram.

Pysznej herbatki i ciepłego kocyka!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s