Krótko a sakrastycznie o upadku polskiej teologii

„Więź” ostatnio przypomniała tekst ks. Marka Starowieyskiego o pogarszaniu się poziomu naukowego polskiej teologii pt. Zagłaskana teologia (klikamy TUTAJ). Choć napisany dwadzieścia lat temu, jest wciąż boleśnie aktualny. Poza kilkoma detalami.

Jako redaktor sobie dumam, że ten szacowny i świetny patrolog nie przewidział jeszcze dwóch klęsk, które podziałały jako rewelacyjny katalizator dekonstrukcji czy raczej dociążniki przyśpieszające zanurzenie i to już w mule tej, jakże szacownej, dziedziny ludzkiej refleksji. Klęski te przyszły ze strony technologii (i jak tu wątpić w szkodliwość współczesnej myśli, jak się okazuje, także technicznej!).

Najpierw wynaleziono ksero i to była zapowiedź nadciągającego nieszczęścia – można było zrezygnować z zakupu książek, wystarczyło skserować odpowiednie strony, a potem przetłumaczyć i wykorzystać w swojej pracy. Czasem nawet bez dołączenia przypisu (w końcu tłumaczenie to praca twórcza!). Świat stał się zdecydowanie wspanialszy, kiedy przywożone z zagranicznych stypendiów stosy kserówek można było zastąpić fotografiami a potem skanami, ale nie uważam tego za szczególne pogorszenie sytuacji – po prostu płytka a potem karta graficzna lub pendrive zastąpiły walizki z papierem. I tylko teologowie z zagranicy pytani, czy czytają kogoś z Polaków, odpowiadali, że nie ma sensu, bo wolą to czytać w oryginale i podpisane przez autora.

A potem Google wynalazło automatycznego tłumacza… To już było całkowite dobicie sztuki stawiania oraz rozwiązywania kwestii teologicznych. Po co, skoro można wrzucić w translatora artykuły obcojęzyczne, posklejać z nich dzieło i potem się pod nim podpisać? I mnożą się doktoraty, habilitacje, artykuły, z których niektóre trafiają czasem na mój warsztat, a mnie trafia nad nimi szlag. Naprawdę wolę nie do końca sprawnie językowo napisane prace, w których jednak widać, że autor szuka odpowiedzi na pytanie, które go nurtuje, i, co najważniejsze – z literatury korzysta jako z pomocy w poszukiwaniach intelektualnych, a nie źródła całych podrozdziałów do przepisania.

Tak, Państwo Kompilatorzy, w tekście widać, że to nie jest napisany przez was tekst. A nawet nie przez was przetłumaczony.

Nie mam złudzeń co do tego, że zmienię świat tym wpisem, bo już zdarzyło mi się spotkać w grupach dyskusyjnych ze zdziwieniem, o co się rzucam – przecież tłumaczenie translatorem to norma. Jeśli ktoś chce pozostać intelektualną miernotą z tytułem naukowym, to niech przyjmuje takie normy. Jego życie, jego praca, jego sprawa. Tylko to pogłębia postępującą degrengoladę nauki, a co za tym idzie – coraz większą nieufność tzw. szarego człowieka wobec jej stwierdzeń. A tym samym – coraz mniejsze poszanowanie dla tytułów wszelakich.

PS.

Żeby nie było – są też świetne prace. Redaguję teraz przygotowane do edycji krytycznej dokumenty zatwierdzające kolejne wersje ksiąg liturgicznych pod redakcją Pawła Milcarka i ogrom oraz poziom tej edycji budzi szacunek. Dzięki takim książkom nie tracę nadziei, że światło w tunelu, które widzi polska teologia, to jednak nie nadjeżdżający pociąg.

2 myśli nt. „Krótko a sakrastycznie o upadku polskiej teologii

  1. Zwrócę uwagę na coś innego. Przerażają mnie niewierzący absolwenci teologii. Nie wiem, ilu ich jest, ale zakładam, że skoro miałam do czynienia z jedną niewierzącą studentką, to może takich studentów czy absolwentów jest więcej? I można mówić, że teologia to nauka, że wykłada się ją na uniwersytetach, więc każdy ma prawo ją studiować. Wolałabym jednak, żeby za wiedzą religijną szła autentyczna wiara, prawdziwe świadectwo życia Ewangelią. Bo jeśli teolog nie wierzy w to, czego się nauczył, to świat staje na głowie…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s