Na początku szkic tzw. tła epoki. Jest rok 1960, sierpień. W ramach walki propagandowej z Kościołem SB postanawia aresztować… książki. Nie przejęzyczyłam się – chodzi o przejęcie części zawartości kościelnych bibliotek, a dokładnie tomów „wrogich i budzących wątpliwość”. Akcja jest starannie przemyślana i przygotowana, wejście do książnic ma odbyć się dokładnie o tej samej godzinie tego samego dnia, żeby nie było możliwości ostrzeżenia pozostałych, że szykuje się czystka ideologiczna.
Co w tym komicznego?
Otóż jeśli chodzi o klasztory OP, to najścia dokonano w Poznaniu, na Służewie i w Krakowie, a tym, co mnie rozbawiło, był przebieg akcji w poszczególnych lokalizacjach. Zacytuję tu artykuł Małgorzaty Habudy i o. Marka Miławickiego, którzy relacjonują te zajścia następująco:
„Tylko w Poznaniu udało się rozpocząć prace o wyznaczonej godzinie. […] Na Służewie działania rozpoczęto z trzygodzinnym opóźnieniem. […] Wiadomo także, że początkowo ojcowie stawiali opór, jednak ‚po wyjaśnieniu, że jesteśmy wstanie <sic!> zwrócić się o pomoc do władz MO – czytamy w sprawozdaniu – lokale biblioteczne zostały grupie udostępnione'”. […] W Krakowie natomiast w ogóle nie wpuszczono kontrolerów do biblioteki, z powodu nieobecności bibliotekarza i braku kluczy. […] Brak źródeł nie pozwala na stwierdzenie, kiedy faktycznie państwowa komisja weszła do biblioteki krakowskiej”.
Praworządny i rzetelny Poznań, bojowa Warszawa i po galicyjsku bałaganiarski Kraków, który ma czas, więc „Panowie przyjdą za kilka dni, to może już znajdziemy bibliotekarza, a on znajdzie klucze”. Do zmiany schematów w podejściu do działania, wypracowanych w czasie zaborów, trzeba jednak bardzo wielu pokoleń… a bałagan bywa zbawczy!
Tylko tak sobie dumam, czy te krakowskie klucze nie były u br. Gwali, bo to on zajmował się wypożyczeniami, ale to człowiek dyskretny był, więc raczej takimi informacjami się nie dzielił…