Księgę Tobiasza z pewnością pisał mężczyzna. Tak wniosek przyszedł mi na myśl po tym, jak po raz kolejny usłyszałam dziś w pierwszym czytaniu opowieść o scenie kłótni starszego z Tobiaszy z żoną. Dla męskiego narratora jest ona jak żona Hioba – kopie leżącego. A przecież miała być dla męża pomocą!
Z kobiecego punktu widzenia zaś sytuacja wygląda tak: mąż nagle zachorował i stał się niezdolny do pracy. Są w obcym kraju, postrzegani jako polityczni zesłańcy, a więc podejrzani i każdy może im zrobić krzywdę bez ponoszenia za to konsekwencji. Całe oszczędności poszły na nieudane leczenie, w domu jest dziecko, które też wymaga utrzymania. To, że ona podejmuje pracę, stawia ją w jednej z niższych warstw społecznych, zapewne zdecydowanie poniżej tej, w której była wcześniej.
Jest zmęczona, przerażona, oprócz ogarnięcia domu dziennie sporą część dnia musi poświęcić na fizyczną pracę. Palce pewnie dawno już stwardniały od przędzenia, w gardle drapie pył z wełny lub lnu, bolą oczy. Kiedy oddaje kolejną porcję gotowego „urobku”, spotyka się z dobrocią i hojnością pracodawcy – dostaje dodatkowo koziołka. Będzie można przyrządzić dobry posiłek, jeśli był to czas przed Paschą, będzie koziołek na ucztę paschalną. To było też uznanie dla jej wysiłku i dowartościowanie jej pracy.
Przychodzi z tą radością do domu, chce się nią podzielić i… mąż dostaje histerii, że zwierzę na pewno kradzione. Zapewnienia nic nie dają, na pewno kradzione, nam nie wolno kradzionego, idź, oddaj.
Tu nie żona Tobiasza jest negatywnym bohaterem, a przynajmniej nie z kobiecego punktu widzenia. W tej scenie to jej mąż popisuje się brakiem miłosierdzia a przede wszystkim zaufania do żony. Do tej, która, o paradoksie, robi wszystko, co powinna, więc na zaufanie jak najbardziej zasługuje. Jakby cała wyobraźnia i miłosierdzie Tobiasza były przeznaczone do wypełniania Prawa a dla najbliższej kobiety ich zbrakło.
Jej słowa są okrutne, to prawda. W rozpaczy wyrzuca z siebie oskarżenie wobec męża, że skoro to wszystko go spotkało, to z pewnością jego sprawiedliwość była maską. Mam wrażenie, że słyszę ten jej krzyk żalu, smutku, zawiedzionych nadziei. Jednak nie potrafię widzieć w Tobiaszu ofiary. Nie w tej scenie. Jego ślepota dotyczy tu nie tylko świata zewnętrznego, ale przede wszystkim dobra, którego doświadcza od żony. Dlatego ta, moim zdaniem, miała prawo do swojej rozpaczy, tak jak miała prawo do wsparcia z jego strony, a nie braku zaufania.
Pewnie dlatego Tobiasz w tej scenie nieodmiennie mnie irytuje i trudno mi się zdobyć wobec niego na współczucie…