[Gwala] Jaki powinien być spowiednik

Lata pięćdziesiąte to były piękne czasy. Na przykład taka Instrukcja Episkopatu dla spowiedników Zgromadzeń zakonnych liczyła raptem 2 (słownie: dwie) strony. A jaka jest treściwa! Zdecydowanie wzorzec z Miodowej do stałego naśladowania.

Co prawda br. Gwala z definicji nie mógł spowiadać, ale z pewnością regularnie i często się spowiadał, więc dla mnie ten tekst to rzut oka na to, jak ten bardzo istotny dla rozwoju duchowego sakrament był postrzegany przed soborem. Może też być inspiracją dla poszukujących spowiednika lub kierownika duchowego, jakich cech szukać a jakie powinny zapalić w naszej głowie wielką czerwoną lampę alarmową, a czasem odpalić i sygnał dźwiękowy. Zresztą ostatnio powracające afery z kapłanami, którym służba pomyliła się z byciem guru, wskazują, że przedsoborowy zwyczaj normowania wielu kwestii miewał też swoje dobre strony.

Instrukcja mimo tego, co może sugerować tytuł, jest raczej zbiorem rad i zaleceń niż kanonów (czyt. trzcin) do walenia po głowie spowiadających. Miejscami mam nawet wrażenie, że „słyszę” osobiste spostrzeżenia podpisanego pod dokumentem kard. Wyszyńskiego, ale to tylko takie tam kobiece intuicje.

Całość zaczyna się od sprecyzowania, czemu spowiedź służy – usuwaniu przeszkód w dążeniu do doskonałej miłości. [złośliwość] To tak do sztambucha tym, którzy w dawnej ascetyce widzą wyłącznie normy i przepisy [koniec złośliwości]. Aby działanie takie było możliwe, potrzebne są dwie rzeczy: właściwa dyspozycja penitenta, czyli otwartość na łaskę i pragnienie rozwoju, oraz właściwe podejście i przygotowanie spowiednika. Te z kolei opisane są w trzech punktach, ale zanim do nich przejdę, to jeszcze jeden smaczek.

Otóż autor instrukcji wyraźnie zaznacza, że kapłan w konfesjonale jest narzędziem w ręku Boga. A potem opisuje cechy tego narzędzia:

  1. „Kto ma prowadzić dusze drogami świętości, sam musi szczerze nimi podążać”. Istotne jest to, że jest to podane jako punkt pierwszy, więc autor uważa to za podstawowy wymóg. I nie chodzi tu o dary nadzwyczajne, ale o pokorę i życie radami ewangelicznymi, a więc w posłuszeństwie, czystości i ubóstwie.
  2. WIEDZA TEOLOGICZNA. Tu pojawia się słynny cytat ze św. Teresy z Avila, która wiele wycierpiała z powodu kiepskich spowiedników, że pobożność to za mało, żeby prowadzić dusze. Kardynał zaś dodaje, że nie chodzi o wiedzę wyłącznie z zakresu teologii moralnej, a przede wszystkim „gruntowna wiedza z zakresu ascetyki i mistyki [współcześnie nazywanej teologią duchowości]. Braki w tym zakresie sprawiają, że spowiednik zamiast roztropną radą nieść ulgę duszom udręczonym, pomnaża ich uciski, mylnie tłumacząc ich stany wewnętrzne”. Z drugiej strony kratek konfesjonału dopowiem, że jeśli żyjesz w łasce uświęcającej a wskazówki twojego spowiednika skutkują chaosem, niepokojem, wyczerpaniem wewnętrznym i wzburzeniem – poszukaj innego. Bóg jest Bogiem pokoju, nie zamętu.
  3. Motywacją spowiednika w jego posłudze ma być „miłość dusz”, przez którą, tak podejrzewam, należy rozumieć skupienie przede wszystkim na tym, by prowadzić powierzonych mu ludzi ku zbawieniu. Tu rzeczywiście trudno o lepszą metaforę niż pasterska – pasterz nie prowadzi każdej owcy na postronku i nie reaguje histerycznie na najmniejsze odbicie od trasy, którą on wyznacza, ale też nie podąża za nimi biernie, kiedy te spokojnie zmierzają do przepaści.

Na koniec tej wyliczanki instrukcja przypomina, że spowiedź to nie tylko rozgrzeszenie, ale też pomoc w rozwijaniu cnót. Jego wskazówki mają pomagać w coraz głębszym życiu naszym powołaniem, w ogóle w widzeniu naszego życia właśnie jako realizowania wezwania danego od Boga. To taki zabieg rehabilitacyjny, czasem nieprzyjemny sam w sobie, ale pozwalający na zyskiwanie coraz większego zasięgu ruchu i samodzielności.

Druga część instrukcji mówi o tym, czego spowiednik ma unikać. Znowu będą punkta.

  1. Spowiednik jest od rozgrzeszenia i wskazówek dotyczących życia tej tu właśnie spowiadającej się owieczki tudzież baranka. Nie od ustawiania relacji w jej małżeństwie, rodzinie czy miejscu pracy. Tu granica jest subtelna, ale w miarę nabierania wprawy da się ją łatwo wyczuć. Owszem, często zmiana w zachowaniu penitenta pociągnie za sobą zmianę w jej/jego otoczeniu, ale jeśli spowiednik „rozeznaje”, jaki masz wybrać zawód czy studia, to zasłoń uszy i uciekaj. Tak samo, kiedy sugeruje, gdzie masz mieszkać albo z kim być w związku. I jeszcze trochę takich nadużyć by się znalazło.
  2. Spowiednikowi nie wolno rozbijać życia osobistego/zawodowego penitenta. Ogólnie warto pamiętać, że diabolos to inaczej ten, który dzieli, dlatego wielką czerwoną flagą jest sytuacja, kiedy rady dawane przez spowiadającego powodują rozpad zdrowych rodzin czy wspólnot. Tu moje podkreślenie: zdrowych. Naturalnym zjawiskiem jest to, że jeśli, dajmy na to, żona alkoholika pod wpływem spowiedzi zacznie stawiać mu granice, czyli zachowywać się zdrowo, zaczną się konflikty. Ale to inna bajka i raczej zakres działań terapeuty, a nie spowiednika.
  3. To chyba powinnam napisać boldem: spowiednikowi nie wolno uzależniać od siebie kogokolwiek, a już na pewno nie może wymagać od penitentów ślubu/przyrzeczenia posłuszeństwa. Jest to zresztą zakazane przez Kościół i było już takie, kiedy powstawała ta instrukcja.
  4. Spowiednik nie może zmuszać, nawet pośrednio, penitenta do spowiadania się wyłącznie u niego. Nawet więcej – jeśli widzi, że sobie nie radzi z jakimś problemem, powinien taką duszę odesłać do innego spowiednika/kierownika. Nota bene takie zachowanie, a nawet to, że kapłan przyznaje się podczas spowiedzi, że czegoś nie wie albo nie potrafi udzielić rady, jest przejawem, że to dobry i zdrowy sługa Pański jest. Warto się go trzymać.
  5. Ostrożnie z budowaniem zbyt bliskich relacji poza konfesjonałem, i dotyczy to nie tylko kobiet. Dystans jest konieczny dla zachowania obiektywności osądu, ale też zapobiega sytuacji, kiedy z sympatii do spowiadającego się spowiednik zaczyna naginać swoje rady, czy raczej odginać je od Ewangelii i tego, co Duch mu podpowiada. Pewnie dlatego w prawie kanonicznym jest zapisany zakaz spowiadania swoich rodziców i rodzeństwa (poza koniecznością) – pokusa zbyt osobistego podejścia jest zbyt duża.

Wreszcie na koniec instrukcja wskazuje, czemu ostatecznie spowiedź i prowadzenie dusz ma służyć. Ano temu, żeby dusze służyły Ewangelii oraz siostrom i braciom. Jeśli nie ma tego wyjścia z Wieczernika, to coś zdecydowanie jest nie tak w relacji spowiedniczej. Tu nie chodzi o dorzeźbianie duchowej Wenus z Milo, jakby to ujął Szymona Hołownia, ale o coraz głębszą miłość do Boga i ludzi a ta powtarza każdemu z nas, że missus/a est – jest posłany.

„Trzymając się nadmienionych zasad spowiednik przysłuży się duszom wybranym przez Pana Boga do tego, by swoją świętością opromieniały Kościół św. i czyniły dobrze swym bliźnim”. Amen.

2 myśli nt. „[Gwala] Jaki powinien być spowiednik

  1. Dzień dobry. Znalazłam Pani blog i będę zaglądać tu częściej. W mojej duszy też gra muzyka liturgiczna. 🙂 Odnosząc się do powyższego wpisu: radzi Pani, by trzymać się spowiednika, który przyznaje się do własnej niewiedzy. Przyznam, że sama doświadczam takiej sytuacji od kilku lat i bynajmniej nie jest ona komfortowa. Mam wrażenie, że mój spowiednik nie ma rozeznania (ale to może być przecież tylko wrażenie) co do mnie, natomiast chyba nie potrafi mi niczego sensownego powiedzieć. Bo czy jest sensowne odpowiadanie na niemal każdy poważniejszy problem zdaniem: „Oddaj to Panu Bogu” bądź czasem także właśnie: „Nie wiem”? Te problemy narosły przez lata, bo myślałam (i wierzyłam), że modlitwa wszystko rozwiąże, ale miałam trudności także z modlitwą. Pomimo regularnego spowiadania się u tego księdza na palcach jednej ręki mogłabym policzyć spowiedzi, którymi nie byłam rozczarowana, które mnie jakoś podniosły na duchu. Nie chodzi mi teraz o to, że mam jakąś postawę roszczeniową i oczekuję duchowego pokrzepienia, ale jeśli po wielu spowiedziach czuję się zdołowana i nie rozumiana przez spowiednika oraz mam wrażenie, że duchowo nadajemy na innych falach – to jak mam nie popaść w coraz większe zwątpienie i zniechęcenie? Ten ciężar staje się zbyt ogromny i bolesny, doszło już do tego, że nie mam ochoty chodzić do spowiedzi, bo nie widzę żadnego rozwoju. Niektórzy radzą mi zmianę spowiednika, ale, mimo moich ambiwalentnych odczuć odnośnie do tego księdza (z jednej strony to świetny duszpasterz, rozmodlony człowiek i dobry kaznodzieja, z drugiej – no, właśnie, cały czas mam wrażenie, że jeśli idzie o moje spowiedzi, coś „nie gra”), nie potrafiłabym przestać się u niego spowiadać. Czasem mi się wydaje, że on jest nieomylny, choć wiem, że takie przeświadczenie byłoby absurdalne. Czuję się strasznie pogubiona. Jak Pani to widzi? Nie proszę o rady, lecz o głos rozsądku. Czekam na jakiś „sygnał”, ale z nieba, czy mam się u tego księdza dalej spowiadać, czy nie…

    • Zapraszam do czytania 🙂
      Ze spowiednikami jest trochę jak z lekarzami – warto zasięgać od czasu do czasu opinii innego. Szczególnie jeśli pierwszy mówi, że nie wie albo nie potrafi udzielić porady. Według mnie to jasna sugestia, że trzeba spytać kogoś innego, przynajmniej o tę konkretną kwestię
      Ten post napisałam na podstawie wskazówek kard. Wyszyńskiego dla księży spowiadających i jemu zapewne chodziło o to, że jeśli spowiednik nie wie, to ma nie udawać, że jest inaczej. Kwestie sumienia są delikatne a jednocześnie bardzo ważne, w końcu tu chodzi o Boga i życie wieczne, dlatego ja bym szukała pomocy w tych konkretnych, nierozwiązanych kwestiach innego spowiednika.
      Niech Pan prowadzi! +

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s