Nie lubię okresu PRL-u, może dlatego że pamiętam wypełnioną szarym kisielem bezwładu i krochmalem bezradności rzeczywistość lat osiemdziesiątych, jednak historia życia Gwali to także ten czas. Cóż, czy to mi się podoba, czy nie, uzupełniam wiedzę na temat nieboszczyki komuny, ze szczególnym uwzględnieniem tego, co działo się z Kościołem. A tego nie da się zrozumieć bez poznania człowieka, który niósł ciężar troski o tę wspólnotę nie tylko w Polsce – specjalne uprawnienia dane mu przez papieża* obejmowały także decyzje co do całej strefy wpływów ZSRR.
Odkurzyłam więc kupione dziesiątki lat temu Zapiski więzienne. Już wydanie jest ciekawe, bo z 1990 r., uzupełnione w porównaniu do pierwszej edycji, paryskiej. A im głębiej w tekst, tym bardziej interesująco.
Pierwsze, co uderza, to wewnętrzne wzmacnianie się ich autora – z miesiąca na miesiąc, z roku na rok. Kardynał, który był gruźlikiem i ogólnie człowiekiem o słabym zdrowiu, spędził rok w tak złych warunkach (potworne zimno, wilgoć, brak właściwej opieki medycznej), że miano zmienić miejsce pobytu także ze względu na skargi… jego strażników. Prudnik Śląski był już pod tym względem przychylniejszy. Nękano więźnia psychicznie, utrudniano możliwość sprawowania kultu, przetrzymywano korespondencję i tu jeszcze mogłabym długo wymieniać, bo jeśli chodzi o talent komunistycznej bezpieki do znęcania się nad ludźmi, to trudno odmówić mu genialności, choć zdecydowanie źle ulokowanej. Nie podniesiono tylko na kard. Wyszyńskiego nigdy ręki, może bano się reakcji społeczeństwa, a może chciano go zniszczyć przede wszystkim moralnie.
To ciekawy kontrast z tym, co o Gomułce, także uwięzionym w tym okresie, mówi dr Robert Spałek, chociażby w tej dyskusji o początkach komunizmu w Polsce dla IPNtvPL. Gomułka przebywał w dobrych warunkach, w normalnym mieszkaniu, mógł ćwiczyć, był normalnie żywiony. Mimo to przyszły szef KC wyszedł z więzienia zmacerowany psychicznie, z nasilonymi wewnętrznymi problemami. Do pewnego stopnia złamany. A jedyna formą „pracy” nad nim były regularne wizyty przedstawicieli UB.
Kardynał zaś z dnia na dzień staje się mocniejszy. Wychodzi z więzienia jeszcze bardziej zdeterminowany do zachowania wierności Chrystusowi, Maryi i Kościołowi. Z miesiąca na miesiąc umacnia się w postawie zdania się całkowicie na Bożą Opatrzność i skupia się na zachowaniu wewnętrznego pokoju. Zagospodarowuje skrzętnie każdy milimetr swobody, szuka drobnych radości, jest też w nim wiele dziękczynienia i ani na moment nie przestaje zachowywać zimnej krwi i równie chłodnego osądu. Jest bezwzględnie wierny prawdzie i faktom, nawet jeśli „opiekunowie” próbują mu wmówić, że są one inne, niż on pamięta. Przedwojenni członkowie katolickiego ruchu świeckich „Odrodzenie” pewnie by powiedzieli, że ma dyszel w głowie, którego się trzyma i na którym pozwala się Bogu prowadzić.
Druga rzecz, to coś, z czym pewnie utożsamiłoby się wielu współczesnych duszpasterzy w czasie, kiedy w zeszłym roku mieliśmy pełną izolację. Kardynał Wyszyński pisze o olbrzymiej, prawie bolesnej tęsknocie za sprawowaniem kultu z wiernymi. To jedna z jego najbardziej bolesnych skarg kierowanych do Boga. Bardzo przeżywa święta, szczególnie pierwszy Wielki Czwartek, bo nie może w swoich katedrach** odprawiać Mszy krzyżma. Kiedy w Komańczy wreszcie, siedząc na chórku, jest na mszy razem z wiernymi, bardzo się tym cieszy. Jak też tym, że wreszcie może odprawiać przy ołtarzu z portatylem (kamienna „szkatułka” z relikwiami świętych, najczęściej męczenników), w odpowiednich szatach liturgicznych, z właściwych ksiąg, swobodnie spacerować, pracować intelektualnie i spotkać się z bliskimi.
Ujął mnie też bardzo fragment dotyczący odbudowy jego warszawskiej siedziby, na Miodowej. O stanie prac napisał mu w liście jego ojciec. W odpowiedzi kard. Wyszyński komentuje:
Bardzo dziękuję za wiadomości o stanie prac przy Domu, mam obawę, czy to wszystko nie wygląda zbyt pokazowo w porównaniu z otoczeniem [podkr. EW]. Zachowanie równowagi jest cnotą dyskretnie społeczną, zwłaszcza w takich warunkach, w jakich znajduje się dźwigane z gruzów miasto. Jest wiele kościołów, jak na przykład Święty Florian, którym przydałaby się pomoc na mury.
Zapiski więzienne, wpis z 15 X 1955 r.
Pamięć o innych potrzebujących, delikatność, by urazić tych, którzy nie mają gdzie mieszkać albo gnieżdżą się w klitkach, równanie w dół, nie do najbogatszych. Spojrzenie, które obejmuje szeroki horyzont, a jednocześnie dostrzega jednostki.
I jeszcze jeden cytat, dla mnie porażający, bo pada z ust człowieka o tak wielkim formacie, a jednocześnie, czytając go, nie potrafię nie myśleć o teraz Kościoła w Polsce:
Dziękuję Ci [Boże], żeś stanął w obronie Kościoła, że go bronisz przede mną; że bronisz świętości ołtarzy swoich przed moją niegodną służbą; że bronisz owczarni swojej przed takim lichym pasterzem. Jestem Twoim sprzymierzeńcem w walce Twojej przeciwko mnie, i to szczerym.
Zapiski więzienne, wpis z 25 IX 1955
Kardynał pisze to szczerze. Skąd wiem? To człowiek, który nie wie, co będzie jutro, od prawie dwóch lat jest uwięziony – bez sądu, bez wyroku, bez podania wymiaru kary. Zatrzaśnięty w Kafkowskiej rzeczywistości, schorowany, zmęczony, choć nie pozwalający sobie na wewnętrzną kapitulację („Wyrzeczenie się dobrowolne wolności jest wyrazem upadku moralnego obywatela”). Ktoś taki nie ma sił na sztuczną mistykę w osobistych zapiskach, szczególnie że nie ma gwarancji, że je ktoś kiedyś jeszcze przeczyta. Przecież w każdej chwili jego mogą zabić a dorobek – puścić z dymem.
Na pewno duży wpływ na to, jak kard. Wyszyński zareagował na te represje, była jego osobowość. Jednak zasadniczym czynnikiem, moim zdaniem, było jego przylgnięcie do Boga. To brzmi banalnie tylko dla kogoś, kto nie chwiał się na krawędzi życia i śmierci, nie był wystawiony na długotrwałe cierpienie, nie niszczono go latami psychicznie i moralnie, kto nie wychodził z uzależnienia. Odarty ze wszystkiego książę Kościoła pozostał sobą, bo był człowiekiem, który przyjął chrzest i potraktował poważnie związane z nim Boże obietnice. Na potwierdzenie ostatni cytat na dziś:
Wierzę w żywot wieczny, a więc w życie, które się tylko odmienia, a nie ustaje; mam przeto wiele czasu i wiele cierpliwości.
Zapiski więzienne, 25 X 1955
Szkoda, wielka szkoda, że jednak nie beatyfikowano ks. kard. Wyszyńskiego w zeszłym roku. Lekcja jego życia i mądrości idealnie pasuje do tego, co teraz przeżywamy.
*Były udzielone ustnie i dlatego są obecnie kwestionowane. Ogólnie ciekawy temat, ale nie na ten wpis.
**Ówcześnie prymas był biskupem dwóch diecezji: warszawskiej i gnieźnieńskiej.