Weronika widzi okrwawioną twarz Skazańca. Poruszona współ-czuciem je ociera. I zostaje z tym Obliczem na chuście, bo Skazaniec zostawia jej siebie – w końcu ludzka twarz to jeden ze sposobów, w jaki manifestujemy światu naszą tożsamość. Nie jest już kimś obcym, jest TYM skazańcem.
Jest 21 lutego 2015 roku. W Wielkiej Świstówce schodzi lawina i przysypuje czwórkę wędrowców. Dwóm chłopakom udaje się samodzielnie wydobyć spod śniegu. Zawiadamiają TOPR i lokalizują pozostałe dwie dziewczyny. Kiedy na miejsce docierają ratownicy, odkopują zwłoki jednej z nich, na szczęście druga daje oznaki życia. Niestety, szybko się zatrzymuje – hipotermia blokuje serce. Nie ma szans na przylot Sokoła, zostaje długi transport, podczas którego jeden z ratowników siedzi na toboganie i wykonuje masaż serca a pozostali starają się jak najszybciej przewieźć ją do czekającej już w dolinie karetki. Nie wiedzą, czy wiozą kogoś żywego, czy już zwłoki, ale nie zaprzestają czynności. W karetce przejmują ofiarę ratownicy medyczni, potem lot do Krakowa, bezpośrednio do szpitala, w którym już czeka specjalistyczny zespół medyczny dr. Tomasza Dorochy. W chwili, kiedy ją przejmują, temperatura wewnętrzna ciała Kasi wynosi 16 stopni. Przy 15 orzeka się śmierć z wychłodzenia.
Kilka tygodni później ratownicy, którzy z takim uporem walczyli o jej życie, dostają ze szpitala króciutki filmik nagrany telefonem. Widać na nim wychudzoną, drobniutką dziewczynę, stawiającą pierwsze kroki po wybudzeniu.
Jeden z toprowców, który uczestniczył w tej akcji, kilka lat później powie w wywiadzie na kanale „7 metrów pod ziemią”: „Pomyślałem sobie wtedy, że chciałbym się z nią kiedyś spotkać, chciałbym się z nią napić kawy”. Kasia była już TĄ Kasią, którą, i nie tylko on, miał odbitą w swoich mięśniach, sercu, płucach, które wypluwał podczas tej morderczej sztafety z Wielkiej Świstówki.
Okazanie miłosierdzia (nie litości) wiąże mnie z drugim człowiekiem. On we mnie jakoś zostaje i jego los przestaje mi być doskonale obojętny. Dlatego miłosierdzie jest zgodą na zranienie. I dlatego jest tak trudne, a jednocześnie może dać tak wiele szczęścia.
W tym kontekście też widać z całą siłą pewien aspekt krzyża i Bożego serca, wiele mówiący o Jego miłosierdziu. Skoro Bóg okazał je każdemu z nas, decydując się na taką śmierć, to jak głęboko musimy teraz być w Nim obecni? Skoro jak ci ratownicy walczy o nas nawet wtedy, kiedy nasza wewnętrzna temperatura jest bliska stanu zamrożenia a serce się zatrzymało, to jak bardzo musi mu zależeć na naszym powrocie do żywych i tej przysłowiowej możliwości „napicia się z nami kawy”?
Skoro nawet my jesteśmy zdolni do takiej wielkoduszności, to jak wielkie musi być pod tym względem serce Boga?