A taką śliczną chronologię miałam! Opartą na dokumentach wydawanych przez prowincjała, więc wydawało by się, że pewnych i rzetelnych! Tia. Pierwsza i podstawowa zasada pracy z OP archiwaliami: nie ufaj niczemu. A już zwłaszcza jeśli chodzi o chronologię.
Fakt faktem, że asygnata br. Gwali na Służew była dziwna i tu muszę zrobić krótkie wprowadzenie, żeby wyjaśnić czemu. Otóż na odwrocie takiego dokumentu zawsze są dwie formułki: jedną wypełnia klasztor opuszczany, a drugą ten, do którego zakonnik zostaje przypisany. Potwierdzają one, że delikwent opuścił jeden dom w okolicach tego a tego dnia, oraz że przybył do drugiego około tego a tego dnia.
Na tej br. Gwali na Służew jest wypełniona tylko ta druga, jakby w klasztorze krakowskim zapomnieli. Rzecz nie dziwi, bo na pierwszej stronie można przeczytać, że dokument wystawiono już w konwencie docelowym. Uznałam to za objaw tego, że brat był na Służewie potrzebny na już, więc prowincjał nie bawił się we wracanie do kurii, tylko wystawił asygnatę od ręki.
Bogu dzięki, że są inne źródła, bo okazało się, że było zupełnie inaczej.
Moją czujność obudziło już to, że na liście prób o urlopy dla zakonnych mieszkańców Służewa, wysyłanej co roku przez przeora do kurii prowincjalnej, nie ma Gwali. Podpadł czymś, czy jak? Zanim jednak moja skłonność do generowania teorii spiskowych się rozpędziła (w końcu o. Urban i br. Gwala nie żyją, więc już się nie obronią), zaczęłam przeglądać inne źródła. I tu wypłynął rześki, acz z definicji niezbyt klarowny strumyczek dominikańskiego chaosu.
W 1947 roku dominikanie odzyskali ruiny klasztoru św. Jacka na ul. Freta w Warszawie i zaczęli odbudowę. Do zajmowania się nią zostali wyznaczeni o. Ludwik Zmaczyński i br. Michał Sławny. I na tym działalność przełożonych się radośnie skończyła, tymczasem w praktyce zaczęły narastać problemy: jak status prawny ma to miejsce? W związku z tym, kto tam jest przełożonym? I czy komuś jeszcze podlega? Komu podlegają pracujący tam konwersi? Są przypisani tam, czy do Służewa? I, w okresie tuż po wojnie, w zrujnowanym mieście pytanie zasadnicze – KTO I ZA CO MA ICH KARMIĆ I UBIERAĆ? Oraz starać się dla nich o urlopy? Jeszcze kilka pytań by się znalazło, ale te były istotne ze względu na biografię brata.
Wczytanie się w kroniki, listy i wspomnienia pozwoliło mi na następującą rekonstrukcję wydarzeń: br. Gwala na pewno jeszcze w maju był w Krakowie, bo zachowała się jego relacja z dnia śmierci o. Woronieckiego, który zmarł właśnie w tym miesiącu. Zgodnie ze wspomnieniami br. Hostyńskiego, który (co widać po porównaniu z innymi źródłami) raczej nie myli się w datach, 20 lipca 1949 r. obaj z Gwalą zamieszkali w ruinach klasztoru św. Jacka, bo tam przeniosła się tego dnia ze Służewa redakcja „Róży Duchownej”. To by oznaczało, że w czerwcu lub lipcu brat został przeniesiony z Krakowa do Warszawy, ale wtedy asygnaty prowincjał mu nie dał.
Kiedy we wrześniu przełożony przyjechał na wizytację, przeor Służewa „wsiadł” na niego i wydusił zaległe papiery, bo Gwala nie był jedynym bez oficjalnego dokumentu pobytu, że tak to ujmę. Prawdopodobieństwo takiej przyczyny dziwności jego asygnaty poświadczają powracające w korespondencji różnych klasztorów z prowincjałem, o. Przybylskim, nalegania, by wystawiał te dokumenty, a nie tylko wysyła zakonników z klasztoru do klasztoru. Cóż, bycie wybitnym tomistą i intelektualistą nie oznacza jeszcze równie wybitnych zdolności administracyjnych i menedżerskich…
Zostaje jeszcze kwestia relacji między warszawskimi św. Jackiem a św. Józefem. Temat niesłychanie interesujący, bo też oczywiście są problemy z chronologią i ogólnie stwierdzeniem, jak się do siebie miały te dwie wspólnoty. Wydaje się, że ostatecznie za przeoratu o. Szeremeta na Służewie stanęło na tym, że św. Józef zaopiekował się odbudową św. Jacka a przełożony tego pierwszego wziął pod swoje skrzydła także drugiego. Duże znaczenie mogła tu mieć zapobiegliwość i gospodarność o. Urbana, które sprawiły, że nie musiał się martwić o zasoby materialne, a nawet wspierał finansowo odbudowę. Zresztą już pod koniec przeoratu o. Czyrnka sytuacja ekonomiczna wydatnie się poprawiła.
Święty Jacek ostatecznie stał się oficjalnie domem filialnym św. Józefa we wrześniu 1957 r. Data dzienna niepewna, bo dokumenty oficjalne podają 12, a kronika służewska – 25. Nie będę tego rozstrzygać, bo najbardziej interesuje mnie br. Gwala, a on wtedy był już w Poznaniu. I miał właściwą asygnatę.