„Sekret księgi z Kells”, reż. T. Moore

Animacja ma już jedenaście lat, ale dopiero wczoraj ją obejrzałam i teraz nie mogę się od niej uwolnić. Pod względem plastycznym jest nienaganna i oglądanie jej było przez to cudownym doświadczeniem. Dobrze równoważy żart i grozę, choć jeśli ktoś ma wrażliwe dziecko, to lepiej byłoby oglądać z maluchem. Cudowne są rysunkowe i narracyjne żarty wplecione w całość, ale też fragmenty pokazujące podróże głównego bohatera wcale nie nużą.

To wszystko stanowi prześliczną oprawę do sedna, czyli samej opowieści. W jej centrum jest księga, nota bene realnie istniejący manuskrypt – Ewangeliarz z Kells (jak dowiedziałam się od Gosi, która pożyczyła mi film, można tę księgę oglądać w Dublinie). Zresztą odniesienia do jego estetyki znajdziemy też w animacji samego filmu. To jedno z arcydzieł, które wyszły ze skryptoriów mnichów iroszkockich, cudownie ocalony z kolejnych grabieży i pożarów, wciąż stanowi żywe świadectwo talentu i duchowej głębi tych, którzy go przepisywali i iluminowali.

Ci sami twórcy, którzy stworzyli „Sekret księgi z Kells”, wydali sześć lat później „Song of the Sea” (pisałam o nim tutaj) – te dwa filmy łączy zarówno motyw nawrócenia, jak i harmonijne przeplatanie się świata chrześcijańskiego z tym, który go poprzedzał. Poruszający jest dla mnie fragment, w którym główny bohater, Brendan, mały chłopiec (wtedy w klasztorach benedyktyńskich bywały też dzieci) mierzy się z demonem, wobec którego świat natury był bezradny. Aisling, wróżka, którą mniszek spotyka w lesie, umożliwia mu podjęcie tej walki, ale sama zostaje pokonana potęgą Węża. Brendan nie dość, że oślepia go, zdobywając w ten sposób pryzmat pozwalający malować w oryginalny i zapierający dech w piersi sposób, ale też zamyka go w kręgu, w którym wąż pożera samego siebie.

Takie przedstawienie jest symbolem bądź ciągłego odradzania się świata natury, czyli cyklicznej wizji czasu, albo chaosu. Brendan go pokonuje, bo chce stworzyć tak piękną księgę, której nikt się nie oprze. A tą księgą jest, przypomnimy, Ewangeliarz. O nim padną w tym filmie słowa, że ona nie może być zamknięta za murami, że trzeba ją nieść dalej, żeby dawała ludziom nadzieję.

Miło było to usłyszeć w niedzielę misyjną, powiem wam.

W filmie jest też dramatyczny moment, kiedy mury opactwa zostają zdobyte. Wydaje się, że to moment ostatecznej klęski. Odpowiada to prawdzie historycznej o najazdach na Irlandię Wikingów, ale też ludów zamieszkujących Brytanię, która po upadku cywilizacyjnym Rzymian stała się na powrót krainą barbarzyńców. Jak odpowiedzieli mnisi, to wiadomo z historii. Wysyłając misjonarzy. Nawróceni barbarzyńcy przestali nękać krainy chrześcijańskie – księga, której kluczową stronę ma iluminować Berndan, przyniosła nadzieję i zwycięstwo.

Piękno zbawi świat? Niewątpliwie. Słowo też. Dla mnie to przesłanie na czas epidemii, na teraz: przylgnąć do prawdy, słowa, piękna i nie pozwolić ich sobie odebrać, bo one dają nadzieję. Bóg zbawia przez głupstwo głoszenia słowa. A węża chaosu da się pokonać i oślepić, współpracując z naturą i czerpiąc z łaski.

Bardzo polecam tę animację. Zdecydowanie do obejrzenia wielokrotnie zarówno dla przyjemności, jak i chwili pomyślunku.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s