Zakopane przywitało mnie mżawką, która jednak ustała, zamiast stać się dorosłym deszczem. Remont budynku dworca wciąż trwa, podobno ma się skończyć na początku lipca, w co wierzę, bo budynek już wygląda obiecująco. Kasa i kibelek póki co od ponad roku w budynku tymczasowym, ale czyściutko i przyjemnie. Oczywiście wszędzie płyny dezynfekcyjne na wejściu. Sporo turystów, w tym także zagranicznych.
Tatr ani widu, bo chmury nisko. Na szczęście im bliżej wieczora, tym są wyżej, co sugeruje, że jutrzejszy poranek może być bezdeszczowy i wymyśloną trasę zrealizuję bez intensywnego zewnętrznego nawilżania.
Zadziwia mnie nieodmiennie liczba gatunków ptaków, które tu żyją. Dziś widziałam piegżę, która siadła sobie z mnóstwem robaczków w dziobie na ogrodzeniu i przyglądała się busowi. I dwa mysikróliki, które wyglądały w locie jak krople intensywnej, czystej żółci z odrobiną zielonej patyny. I drozdy maści wszelakiej: kosy, obroźne, śpiewaki, kwiczoły. Oczywiście pliszki, bo tych tu zatrzęsienie (i też nie jeden gatunek). Mignął mi chyba kopciuszek, ale nie jestem pewna. Słyszę teraz sikorki i kosa śpiewającego wieczorną serenadę, nie licząc całej reszty podkładu wokalnego innych wykonawców.
Właściwy ton na początek urlopu.