[Gwala] Podkamień i złożoność historii

MB Podkamieńska

Szukałam informacji o kasacie klasztoru w Podkamieniu. Wiedziałam, że pod koniec niemieckiej okupacji miała tam miejsce rzeź Polaków i niechętnie myślałam o konieczności zapoznania się z tą opowieścią, jednak ucieczka od prawdy w niczym nie zmienia jej prawdziwości. Trzeba było się więc zmierzyć i z tą częścią historii.

Zachowało się wspaniałe źródło mówiące o tych wydarzeniach, spisane zaledwie kilka miesięcy po nich, a więc na świeżo i bez reinterpretacji, które mogła narzucić pamięć. To relacja o. Józefa Burdy, uzupełniona świadectwami innych ojców i br. Marcina Kapronia, nota bene pochodzącego z Dzwoli a więc rodaka br. Gwali. Data pod relacją to sierpień 1944 r., klasztor zdobyto i splądrowano w dniach 12–18 marca 1944 r.

Podkamień był Częstochową województwa tarnopolskiego i nie tylko – miejsce pielgrzymkowe zarówno dla łacińskich katolików, jak i greckich, otoczony wielkim kultem obraz Matki Bożej Różańcowej, także klasztor-twierdza, bo tamte tereny nigdy nie cieszyły się zbyt długo pokojem. Wokół wioski zamieszkałe przez Rusinów, ale też przez Polaków, często ze sobą spokrewnionych dzięki małżeństwom, dominikanie cieszyli się też tam dobrą opinią i przez kilkaset lat obecności wrośli w pejzaż, jeśli można to tak określić.

Nie będę streszczać relacji, bo jest mimo swojej oszczędności i tak makabryczna. Chcę się podzielić tym, co według mnie jest w niej najważniejsze.

Po pierwsze, wyraźny podział na tych, co mordowali i kradli, czasem tylko korzystając z okazji, i tych, którzy nie chcieli brać w tym udziału. Nie jest to podział narodowościowy – dominikanie, którzy zdołali uciec z klasztoru (trzech najstarszych braci konwersów zginęło, bo nie byli w stanie zbiec), przeżyli dzięki pomocy Ukraińców. Okoliczne rodziny ukrywały ich w swoich domach lub budynkach gospodarczych, karmiły i wystawiały warty, żeby w razie ryzyka najścia banderowców, wystarczająco szybko zostali ostrzeżeni. Dawano ojcom także świeckie ubrania a habit jednego z nich przeleżał najgorszy czas w… ulu. Robiono to, mimo że bardzo szybko na słupach pojawiły się ogłoszenia, że jeśli ktoś ukrywa Polaków, zostanie zamordowany razem z nimi.

Jeszcze jedno historyczne potwierdzenie tego, że podział wśród ludzi nie przebiega po linii narodowości, koloru skóry, religii a przez serce.

Kiedy do Podkamienia weszli bolszewicy, o. Józef odwdzięczał się, komu był w stanie, dokumentami i zaświadczeniami ratującymi od zemsty „wyzwolicieli” oraz wcielenia do Armii Czerwonej. W tych właśnie fragmentach jego wspomnień pisze o swojej wdzięczności i trosce o tych, którzy nie dali się wplątać w krwawe polityczne rozgrywki, dobrze podlane chciwością i pamiętliwością.

W tej części pojawia się wyrazistą postacią jest żona unickiego księdza. To akurat część historii opowiedziana przez o. Podgórniego. On znalazł schronienie na plebanii. Ktoś doniósł, że tam jest, więc oddział wpadł do budynku, żądając wydania zakonnika. Ksiądz Fedorowicz zamknął się w pokoju z dominikaninem, bojąc się konfrontacji. I wtedy do akcji wkroczyła jego żona – zasłoniła sobą zamknięte drzwi, wydarła się, że jeśli wejdą, to po jej trupie, po czym zj… znaczy sklęła banderowców od góry do dołu. Panowie podwinęli ogonki i grzecznie opuścili lokal, nieco sarkając.

Inną rzeczą, która mnie uderzyła, było potraktowanie kościoła. Rabunek w klasztorze trwał prawie tydzień, jednak kiedy ustał i o. Józef mógł wejść tam bez obawy, że zginie, tabernakulum było nietknięte. Cudowny Obraz ktoś zasłonił, nie ruszono także figur w ołtarzach ani samych ołtarzy. Ornaty pozostały w zakrystii, choć w kilku oddarto jedwabne lub aksamitne fragmenty. Bieliznę ołtarzową ktoś starannie zebrał i, jak się potem okazało, zaniósł do unickiej cerkwi. Hostii i komunikantów też nie ruszono. Tu ostry kontrast stanowią wydarzenia po wejściu bolszewików, kiedy okazało się, że tej samej nocy ktoś włamał się do tabernakulum i porozrzucał Ciało Pańskie.

Kiedy z kościoła i klasztoru wyniesiono już ciała pomordowanych (były ich setki) a ojcu udało się ogarnąć po dwóch prawie dniach ołtarz główny i chciał odprawić mszę, o wino do celebracji poprosił unicką parafię. Nie było problemu. Na marginesie – przepięknie o. Burda ujął swoje pragnienie celebracji: by Krew Pana zmyła krew przelaną w tym miejscu. Poruszyło mnie to głęboko.

Owszem, większość tekstu to opisy, których się nie zapomina i które, przynajmniej we mnie, rodzą rozpaczliwe pytanie, czemu ludzie sobie nawzajem potrafią robić tak podłe rzeczy? Skąd w niektórych taki dziki pęd ku zniszczeniu i śmierci? I przerażenie skalą kłamstwa i chciwości, które nie są nawet dramatyczne, tylko po prostu obrzydliwe. Jednak Grecy mieli rację, dobro i piękno to są dwa oblicza tej samej wartości. Zło ma szpetną mordę.

Uczciwości świadków zawdzięczamy to, że widać w tych opisach złożoność wydarzeń i motywacji. Tragizm, ale i heroizm. Po raz kolejny okazuje się, że rzeczywistość, a więc i historia, są opowieścią wielu wątków i kontekstów. Trzeba o tym zawsze pamiętać, i to już uwaga do mnie.

Na koniec o Cudownym Obrazie. Przetrwał tam setki lat i setki najazdów. Kiedy Niemcy ostrzeliwali klasztor w 1944 r., wizerunek tylko wysunął się z ram, ale wszystkie odłamki i kule go ominęły. Ojciec Burda nie chciał jednak go narażać, więc Matka Boża udała się na urlop do Krzemienia. Wróciła jeszcze na króciutki moment do sanktuarium, ale już latem 1945 r. pojechała do Lwowa a potem dalej na zachód. Bracia wzięli ją ze sobą do Wrocławia, kiedy obejmowali tamtejszy klasztor, i prezentuje się tam tak, jak na zdjęciu. Na Dolnym Śląsku i w samym mieście zamieszkało wielu repatriantów, Matka Boża Podkamieniecka towarzyszy nadal ich rodzinom, jak towarzyszyła ich przodkom.

 

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s