W mojej katobańce informacyjnej płynie sobie strumyczek debaty pt. „Czy COVID-19 jest karą za grzechy?”. Moim zdaniem to, czego doświadczamy, nie jest za grzechy tylko z powodu grzechów. Poniżej kilka powodów, dlaczego tak myślę.
KŁAMSTWO
Informacja o powstaniu wirusa pojawiła się w Chinach już w listopadzie. Nakazano wtedy likwidację próbek, ale ona nie nastąpiła. Rząd usiłował ukrywać informację o zakażeniach (lekarza, który mimo zakazu udostępnił tę informację, ukarano, zresztą potem zmarł na COVID-19), a kiedy już nie mógł tego robić, twierdził, że Chiny w pełni panują nad sytuacją, wirusa da się opanować i nie będzie problemu, poza tym nie jest aż tak strasznie szkodliwy. Podobne treści sprzedawano też obywatelom Kraju Środka, więc radośnie emigrowali po kraju, roznosząc SARS-CoV-2. Kiedy w styczniu nie dało się ukryć dramatu sytuacji, dopiero wtedy Chińczycy zaczęli się dzielić swoją wiedzą i danymi, choć do dziś nie wiadomo, do jakiego stopnia były one prawdziwe.
PYCHA
Ją świetnie widać w tekście przygotowanym przez dziennikarzy „New York Times”: administracja rządowa USA stwierdziła, że wystarczy zamknąć granice i nic więcej nie trzeba robić. Amerykanie są ponad jakiegoś wirusa. Tylko w momencie, kiedy to się stało, mieli na tyle dużo zakażonych przyjezdnych, że epidemia rozbujała się na dobre i bez dostaw z zewnątrz.
CHCIWOŚĆ
Rząd Borysa Johnsona w Wielkiej Brytanii uznał (i chyba dalej jest przywiązany do tej tezy), że najlepszą strategią jest uzyskanie stadnej odporności. Bazując na bardzo niepewnych założeniach przyjęto, że należy zarazić jak najwięcej ludzi, żeby jak najwięcej zyskało odporność. Zignorowano fakt, że nie wiemy, czy przechorowanie COVID-19 ją daje, a nawet że są wskazówki, iż niekoniecznie. Zignorowano także dane, że w wyniku epidemii może umrzeć ok. pół miliona Brytyjczyków.
I imię czego? Najprawdopodobniej starań o to, by nie zwolniła gospodarka. Trudno, służba zdrowia nie będzie wyrabiać, ludzie będą umierać, grunt, żeby kasa się zgadzała.
LENISTWO I GŁUPOTA
Tu niechlubnym przykładem są Włosi, populacja z dominacją mammoni żyjących do czterdziestki z rodzicami, a czasem i na ich koszt, a więc niezdolnych do wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. Nieumiejący przestać się bawić, stadni (co akurat w czasach spokojnych jest sympatyczne) i przyjmujący często postawę: „Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy”. Nagminnie łamiący kwarantannę mimo kilkudziesięciu tysięcy zarażonych i dziennej liczby zgonów niebezpiecznie zbliżającej się do tysiąca. Jeszcze wczoraj widziałam na tt wpis dziennikarki, że pomimo sytuacji włoscy rodzice nie wyobrażają sobie końca szkoły bez tradycyjnych przyjęć na zakończenie.
Wiecie, ludzie mrą setkami, wirus jest wysoce zaraźliwy, służba zdrowia nie wyrabia, ale oni przecież muszą poświętować. Brak wyobraźni to zdecydowanie kalectwo.
Wnioski?
Bóg nie karze, On po prostu pozwala nam ponieść konsekwencje naszych grzechów. Kiedy patrzę na statystyki, widzę wyraźnie, że obecna plaga dotyczy głównie krajów bogatych oraz często najbogatszych rejonów tych krajów. Wysoki standard życia nie jest niczym złym, gorzej, kiedy staje się on celem istnienia – „Człowiek żyjący bezmyślnie w dostatku równy jest bydlętom, które giną” (Ps 49).
Tak sobie tylko myślę, jakie nasze, polskie grzechy ujawnią się przy okazji tej zarazy. Póki co jest w miarę spokojnie, w tym tygodniu pewnie zobaczymy szybko rosnące w górę statystyki zakażeń. Mamy czas na refleksję, zmiany, opracowanie planu na czas po zarazie. Proszę was z całego serca – wykorzystajmy tę szansę!