Święci (wpis zainspirowany)

Kończę właśnie czytać styczniowy numer „W drodze” i jeden z artykułów jednego z OP obudził z drzemki mojego wewnętrznego cenzora. Śpieszę uspokoić – autorem nie jest o. Adam Szustak. Rozczarowani? Trudno.

Tekst nosi tytuł Biuro rzeczy znalezionych a napisał go o. Dominik Jurczak. Dotyczy tego, czym jest kult świętych, skąd się wziął, jak się rozwijał i jak go przeżywać, żeby uniknąć skrajności. Jako całość jest w normie, czyli dobry, w dodatku pojawia się w nim św. Jacek, więc miód na serce.

Jest w nim jednak łyżka dziegciu, bo autor pominął w swoich rozważaniach historycznych jedną kwestię, co doprowadziło go do zbytniego uproszczenia później. Otóż o. Dominikowi uciekła koncepcja tzw. białego męczeństwa, rozwijana w monastycznym świecie Ojców Pustyni de facto prawie od początku jego istnienia.

Antoni Wielki, Mojżesz, Jan Karzeł (że wymienię tylko trzech, po resztę odsyłam do Rozmów z Ojcami Jana Kasjana) byli uważani za świętych od razu po odejściu do Pana, choć nie oddali życia za wiarę. U nich śmierć zadaną przez oprawców zastąpiły dobrowolnie wybrane umartwienia, prowadzące do tego, że ich życie było umieraniem dla świata ze względu na Chrystusa. Z tego powodu za świętego uznano też wymienionego w artykule Marcina z Tour czy innych mnichów, w tym Benedykta z Nursji. Nie tylko dlatego, że byli skutecznymi wstawiennikami.

Jan Kasjan spisuje swoje rozmowy z Ojcami na początku V w. i choć zebrane przez niego pouczenia i apoftegmaty są jedynie po części literaturą hagiograficzną, to jej celem nie jest wskazanie na skuteczność wstawiennictwa jego bohaterów po ich śmierci, ale ukazanie ich jako wzorców osobowych (a skuteczności modlitw przede wszystkim za życia).

Tymczasem w tekście o. Dominika czytam: „Warto też wspomnieć, że na skutek narodzin duchowości franciszkańskiej święci byli już nie tylko tymi, którzy mieli się za nami wstawiać, ale także tymi, których wierni mieli naśladować (podkr. moje)”.

Nie, to nie franciszkanie wymyślili takie podejście do świętych, nawet nie oni je spopularyzowali. To drzewko ma korzenie w piaskach Syrii i Egiptu, sięgające aż III w., a jego popularyzatorem w Europie Zachodniej był właśnie Jan Kasjan (nota bene jeden autorów wysoce cenionych przez św. Dominika).

Dowód, że to podejście nie jest wynalazkiem franciszkańskim, znajdujemy w Libellusie, czyli dziele bł. Jordana z Saksonii dotyczącym początku Zakonu Kaznodziejskiego. Tak oto uzasadnia on spisanie tej książeczki: „Przeto więc, umiłowani w Chrystusie bracia i synowie, przyjmijcie z pobożnością to, co spisałem dla waszego pocieszenia i zbudowania, i gorliwie naśladujcie miłość naszych braci (podkr. moje)”. Jakoś nie sądzę, że pisząc o miłości, Jordan miał tu na myśli wyłącznie uczucia, szczególnie że potem wiele miejsca poświęca konkretnym postawom i zachowaniom założyciela zakonu i pierwszych braci.

Część z nich można uznać za hagiografię, jednak ścieżka formacji czy opisy sposobów modlitwy na takie nie wyglądają, szczególnie jeśli zestawi się je z aktami procesu kanonizacyjnego Dominika, gdzie historie te się powtarzają. Jordan, opisując swojego poprzednika na urzędzie, tworzy pewien wzorzec dominikanina i następne pokolenia będą go powielać, co zresztą pięknie widać w Życiu i cudach świętego Jacka autorstwa lektora Stanisława. I powtarza się tu, choć nie nazwany wprost, motyw białego męczeństwa, który w przypadku braci kaznodziejów polega na podporządkowaniu wszystkiego w swoim życiu jednemu celowi: głoszeniu Ewangelii. To pociąga za sobą życie w posłuszeństwie, czystości i ascezie, ale one są jedynie narzędziami mającymi tak kształtować kaznodzieję, by był coraz lepszym głosem dla Słowa. Coraz bardziej czytelną ikoną Wcielonego, przez którą można spojrzeć i zobaczyć Prawdę.

Cytat z Jordana przeczy też, moim nieskromnym, twierdzeniu o. Dominika, iż „Swoją drogą wspomniane ‚być jak’ nie do końca oddaje dominikańskiego ducha, przynajmniej w pierwszym pokoleniu braci”. To prawda, dominikanie nigdy nie byli wspólnotą jednego osobowego wzorca, do którego wszyscy mieli się upodobnić.

Jednocześnie jednak to zdanie z artykułu pachnie postawą: „Ja sam! Ja nie potrzebuję wzorców! Ja mam wiedzę wlaną, jak być dominikaninem! I świętym!”. Na domiar tego pod koniec akapitu o. Dominik stwierdza, że „dominikanów wciąż cechuje chłodniejszy stosunek do świętych, wynikający nie tyle z lenistwa, ile z odmiennej duchowości”. Tyle, że w ten sposób sugeruje, że jeśli nie lenistwo, to coś gorszego, a precyzyjnie, że słuszne jest rozwijanie skrótu OP jako Ogromnie Pyszni.

Na koniec będzie Jackowo. Bardzo mnie ucieszyło powołanie się na żywot Odrowąża, a dokładnie na opis, jak pod Wyszogrodem przeciągnął braci na swojej kapie przez Wisłę. Kunszt hagiografa, który spisywał cuda Jacka, widać po tym, że tekst poddaje się różnorakiej interpretacji. Ojciec Dominik w tej scenie widzi opowieść o sile modlitwy a ja – o jego mądrości w postrzeganiu życia wiarą: Jacek sam nie ma problemu z przebyciem wzburzonej rzeki, jednak jego bracia nie mają na tyle silnej wiary, więc on jakby „użycza” im swojej, odgradzając ich od nurtu swoim płaszczem.

I tak na marginesie dodam, że to nie musiał być wcale opis „rodem z Tolkiena”. Oni przechodzili Wisłę w marcu, prawdopodobnie nie tyle była wzburzona, co spływała po niej kra. Jacek przeżegnał nurt i po prostu zaczął skakać z kry na krę, żeby się przedostać, a bracia spękali. Powiecie, że odbieram Odrowążowi zasługę? Spróbujcie kiedyś przedostać się przez rzekę w ten sposób – trzeba mieć wiarę jak skałę i nerwy ze stali. To oczywiście tylko moja, dziecka wieku technologii i umiłowania nauk doświadczalnych, interpretacja. Tylko Bóg i oni wiedzą, jak naprawdę było. Może kiedyś Jacek sam mi opowie.

A skoro tekst ukazuje się w Dniu Życia Konsekrowanego, to najserdeczniejsze życzenia świętości dla wszystkich, którzy poszli za głosem Pana, składając śluby – szczególnie dla dziewic konsekrowanych i dominikańskich braci kooperatorów!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s