Dominik rozejrzał się po twarzach braci zgromadzonych przy jego materacu. Wiedział, że umiera. Wiedział, że za chwilę rozpoczną wspólny śpiew Salve Regina i niesiony nim przejdzie bramę śmierci, za którą przygarną go upragnione ramiona Wcielonego Boga. Wszyscy byli skupieni i tak straszliwie poważni. A przecież w swoim sercu czuł radość dźwięczną jak rezurekcyjne dzwony. Uśmiechnął się delikatnie i skinął na najbliżej stojącego brata:
– Chciałbym podzielić się z wami jeszcze jednym doświadczeniem, bracia.
Wszyscy podeszli bliżej a Dominik przybierając namaszczony wyraz twarzy wyznał:
– Ukochani moi! Przekażcie innym, że ojciec Dominik zawsze wolał rozmowy z młodymi i pięknymi kobietami niż starymi i brzydkimi.
Zaskoczenie na twarzach, konsternacja i wreszcie to, o co Dominikowi chodziło: chóralny wybuch śmiechu.
– To ja już rozumiem te fundacje klasztorów mniszek – rzucił Jordan na fali ogólnej radości.
Dominik zbladł. W zapadłej nagle ciszy czyjś głos zaintonował: Salve Regina, Mater misericordiae… Umierający poruszał wargami do końca modlitwy, chociaż pogłębiały się cienie na jego twarzy. W kontraście do nich wyraźniej było widać, że zapadające się oczy zakonnika lśniły coraz mocniej, jakby odbijało się w nich coraz intensywniej światło Wieczności. Nagle rozbłysły, jakby Dominik zobaczył Kogoś bliskiego, i zgasły.
Nad jego ciałem kończyło wybrzmiewać drżące Amen.
PS
Drobne wyjaśnienie: tekst ten jest fikcją literacką, historyczny opis śmierci św. Dominika można przeczytać w „Książeczce o początkach Zakonu Kaznodziejskiego” bł. Jordana z Saksonii – polecam!