Najpierw był znany serial, pięć sezonów, a teraz w kinach można zobaczyć film pełnometrażowy. Bardzo polubiłam wersję telewizyjną, głównie za sympatyczne postacie i niewyparzony język lady Violet Crawley (scenarzysta, czyli Julian Fellowes, napisał jej genialne dialogi) połączony z charyzmą grającej ją Maggie Smith. Nie potrafiłam więc odmówić sobie wizyty w kinie na wersji pełnometrażowej.
Jedno jest pewne – ten obraz to miód na serce monarchisty i konserwatysty. Moim zdaniem każda niewiasta uważająca się za tru monarchistkę powinna to zobaczyć. Mężczyzn oczywiście nie wykluczam, także znajdą coś dla siebie, jednak całość jest skrojona zdecydowanie pod kobiety i to po mistrzowsku.
Drogie panie, te kostiumy! Rzecz dzieje się w 1927 roku (pada konkretna data) i każdy detal w strojach o tym mówi. Rzecz jasna, mieszają się style – starsze panie noszą sukienki odpowiadające krojem raczej belle epoque, jednak i tak to, co widać na ekranie, sprawia ciepełko na serduszku. Zrozumiałam też lepiej tęsknotę wielu za dwudziestoleciem – elegancja ruchu tych ludzi, wyuczona w procesie wychowania, przestrzeganie norm, rycerskość mężczyzn. A do tego sposób mówienia i genialne, naprawdę GENIALNE dialogi. Szermierka słowna między lady Violet i panią Isobel Crawley bawiła mnie niezmiernie. Kapelusze z głów. Za te mistrzowskie niedopowiedzenia mówiące wszystko, spojrzenia, ale też oddanie ścisłej hierarchizacji społeczeństwa i pokazanie, że nie zawsze przynosiła ona dobre owoce.
I to, że lord Grantham wszędzie chodzi z psem. Żeby tylko z psem – z labradorem! Zwierz rzecz jasna nie mówi za dużo, ale jak on JEST na ekranie…
Specjalnie poszłam do multipleksu, bo już w zwiastunie widziałam, że w filmie będzie dużo pięknych pejzaży. Nie zawiodłam się. Co prawda nie wiem, jakim cudem udało się ekipie znalezienie tylu słonecznych dni zdjęciowych w roku, ale dali radę i brytyjska przyroda oraz pałace prezentują się wspaniale.
Czy film jest naiwny? Oczywiście! Szczególnie jak się wcześniej obejrzało Almodovara. Czy wszystko kończy się jak w bajce? Rzecz jasna! Czy to wszystko razem trąci kiczem? Nie. I to właśnie podziwiam w tym filmie. Owszem, miałam poczucie, że oglądam bajkę dla dorosłych, czyli (prawie) opartą na faktach, jednak jest to tak sprawne i dobre filmowe rzemiosło, że ja chcę to obejrzeć jeszcze raz! Do kina raczej nie pójdę, bo to drogi sport, jednak chętnie nabędę wersję na DVD.
Obejrzenie Downton Abbey to świetny sposób na poprawę nastroju. To coś jak spacer w ciepły, wrześniowy dzień w pięknej okolicy. Nie ma już upału, rok powoli się dopełnia, świat wokół jest piękny i przyjazny a wszelkie problemy wydają się rozwiązywać same, tak od ręki. Treść przyswaja się lekko, nawet jeśli są tu próby wskazania na nadciągające zmiany. Przesłanie jednak jest właśnie monarchiczno-konserwatywne – świat potrzebuje królewskich wizyt, eleganckich bali i odrobiny snobizmu. A to oznacza, że konieczne jest to, by w nim istniały takie miejsca jak Downton Abbey, aby zachowana była hierarchia i aby każdy na jej szczeblach znał swoje obowiązki oraz je wypełniał. To punkt odniesienia czy też raczej oparcia w szaleńczym tempie współczesności. Zupełnie jak monastyczne opactwo, które ta posiadłość ma w nazwie.
Dla mnie, jako teologa, ciekawe było też spojrzenie na to, co zapowiedź wizyty króla i sama jego osoba wyzwala w ludziach. Wszak ostateczne przyjście Władcy czasów jest właśnie opowiadane za pomocą obrazu przybycia panującego. Ten film pozwala budować ciekawe analogie na ten temat, ale też wiele uzmysławia. Łącznie z tym, że można się wygłupić w towarzystwie króla, na szczęście to nas nie przekreśla. Tak, konieczne chcę to obejrzeć jeszcze raz a może i kilka razy, bo Maggie Smith zdecydowanie jest mistrzynią w podawaniu wyrazistych bon motów a nie wszystkie w pełni doceniłam teraz.
Polecam, kino to bardzo dobra opcja, ale i bez niego film jest dostarczający. Uczta dla oczu.