[Gwala] Dwudzieste urodziny

Dziś mija równo 20 lat od śmierci br. Gwali, czy w języku wiary – jego narodzin dla nieba. Zmarł nad ranem, siedząc na łóżku podtrzymywany ramieniem br. Piotra Wtykło, który wtedy miał przy nim dyżur. W milczeniu śpiącego klasztoru, przechodząc ku Bogu tak cicho, jak żył.

Pierwsze śluby czasowe złożył 13 stycznia 1935 r., więc jak łatwo wyliczyć, w zakonie przeżył ponad 64 lata.

po obłóczynach

To prawdopodobnie zdjęcie zrobione na pamiątkę obłóczyn (archiwum p. Czesławy, bratanicy Gwali). Tego niespełna trzydziestoletniego mężczyznę czeka kolejna wojna, głód za czasów sowieckiej okupacji, wygnanie, wiele przeprowadzek i upokorzeń, a przede wszystkim ciężka praca, czasem w warunkach szkodliwych dla jego zdrowia, a pod koniec życia prawie dwadzieścia lat ciężkiej choroby.

Kiedy umiera, ma 91 lat i nie może się samodzielnie poruszać. Bierze silne leki przeciwbólowe, mało co jest w stanie zjeść, jest bardzo osłabiony. Mimo to w liście do rodziny pisze, że jak ma dzień, kiedy lepiej się czuje, to sobie myśli: „Jeszcze by się pożyło…”. Jaki ostry kontrast ze współczesną mentalnością tęsknie patrzącą w stronę prawa do eutanazji i wspomaganego samobójstwa!

Skąd się brała siła psychiczna br. Gwali? Na podstawie tego, co zdołałam do dziś wydobyć od świadków i wyczytać, wymieniłabym cztery źródła:

  1. Gwala był człowiekiem modlitwy. Z czasem różaniec stał się jego modlitwą nieustanną, co, bywało, prowadziło do zabawnych sytuacji. Zasadniczo jednak kolejne odmówione dziesiątki, częsty udział w mszy św. i adoracja, czasem także nocna, karmiły go wewnętrznie.
  2. Gwala żył dla innych, nie tylko dla siebie. Pragnienie służenia braciom motywowało go do przekraczania bólu, zmęczenia, choroby.
  3. Gwala był pokorny, przez co rozumiem umiejętność przyjęcia posługi innych, kiedy potrzebował pomocy. Także niesłychaną prostotę, która mogła wydawać się naiwnością, a moim zdaniem była po prostu wyrazem jego wielkiej dobroci i posłuszeństwa drodze, którą wybrał.
  4. Gwala był ciekaw świata i ludzi. Chętnie podróżował, lubił spotkania z liczną rodziną, sam wychodził do nowych braci przyjeżdżających do klasztoru krakowskiego w ramach formacji. Jest to o tyle ciekawe, że jednocześnie miał wiele cech introwertycznych: unikał osób świeckich, które nie pracowały w klasztorze, lubił swoją dłubaninę przy tworzeniu kart katalogowych w bibliotece, nie bardzo nadawał się na duszę towarzystwa.
    Wyrazem tej ciekawości była także intensywna lektura książek i czasopism. Ważne, że nie bezkrytyczna, co czasem znajdowało swój wyraz w komentarzach, jakie umieszczał na rewersach, przynosząc zamówione woluminy braciom.

Myślę, że nie bez znaczenia było też wsparcie, jakie miał w swoich dwóch rodzinach: biologicznej i zakonnej. Co prawda w tej drugiej wiele zależało od wrażliwości poszczególnych braci i ojców, jednak pod koniec życia uznawano br. Gwalę za jeden z duchowych filarów krakowskiego konwentu (tak przynajmniej mi przekazał jeden z ojców). Był nestorem, którego kolejne rocznice pierwszych ślubów hucznie świętowano przy suto zastawionym stole i dobrym tokaju (to już wiem na podstawie archiwalnych zdjęć). Kiedy nie był już w stanie sam sobie radzić, zapewniono mu w klasztorze dobrą opiekę i mógł spokojnie gasnąć w domu, w którym spędził ostatnie 39 lat życia.

Przeszedł przez swoje Ucho Igielne (tak, czytam właśnie Myśliwskiego) dwie dekady temu. Jest wciąż pamiętany, a mnie się marzy, żeby nigdy o nim nie zapomniano. Jak Bóg da, to tak się stanie. W każdym razie jego lekcja z umiłowania życia aktualna jest nadal i to bardzo.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s