Wyczytałam w przewodniku Skrzydłowskiego o limbach:
Sosny potrzebują wprawdzie więcej światła niż świerki, ale są mniej wymagające w stosunku do gleby, potrzebują mniej wilgoci i mają system korzeniowy lepiej stabilizujący pnie w szczelinach skalnych (T. Skrzydłowski, Przewodnik przyrodniczy po Tatrach Polskich, Zakopane 2017, s. 78).
A wcześniej autor pisał:
Światłożądne limby, głównie pod naporem świerków, zostały zepchnięte na niedostępne urwiska w górnej strefie regla górnego, gdzie świerki z trudem dają sobie radę (tamże).
Jak dla mnie historia monastycznego chrześcijaństwa w skrócie, tyle że na przykładzie flory. Mnich jest jak limba: pożąda Światła i dla Niego jest w stanie uciec tam, gdzie inni sobie nie dadzą rady, szczególnie że jest w stanie znosić dla tej tęsknoty głód i pragnienie, ale też Pan obdarza go łaską szczególnej wiary, która mocno osadza go w rzeczywistości i prawdzie. Wczepiony w Skałę trwa tam i wtedy, gdzie i kiedy inni dosłownie odpadają. Byle być jak najbliżej Słońca. Mnisi, podobnie jak limby, rosną wolno, owocują późno, ale są też na ogół długowieczni. I wydają zwykle pożywne owoce.
A skoro o tym mowa, to podobieństwo widzę też w rozmnażaniu się limb. Otóż ten gatunek sosny owocuje z rzadka, tak co 8 lat. Na dodatek jego szyszki są zamknięte a nasiona ciężkie, więc nie ma co liczyć na pomoc wiatru. Zdawałoby się, że sytuacja bez wyjścia, bo na dodatek limby rosną wysoko, więc owoce ze względu na ciężar skłonne raczej do spadania niż lotu to kiepski pomysł na reprodukcję.
Chyba że owoce te są tak ciężkie, bo zawierają całe mnóstwo substancji odżywczych i świetnie nadają się na pokarm w ciężkim zimowym czasie. I tu pojawia się pewien ptak z rodziny krukowatych, który jest smakoszem orzeszków limby – poznajcie państwo orzechówkę. Brązowe upierzenie w białe cętki, mocny dziób i właściwa dla krukowatych inteligencja. Ona sprawiła np. że w schronisku nad Morskim Okiem ostrzega się przed zostawianiem samopas posiłku, bo może się okazać, że orzechówki zjedzą go za nas (namiętnie kradną parówki…).
Kiedy doczekają tego szczęśliwego czasu, że jakaś limba owocuje, porzucają dotychczasowe żerowiska i dietę, by łuskać szyszki a zdobyte tak nasionka chować w wybranych sprytnie kryjówkach. Co ciekawe, nie zapominają ich lokalizacji, choć zdarza się, że dane miejsce przykryje za gruba warstwa śniegu bądź zmarzlina i wtedy orzeszki mają szansę wykiełkować. Wyrasta nowe drzewo.
Mnisi też mnożą się dzięki takim „orzechówkom”, czyli ludziom, którzy zafascynowani opactwami lub nauką mnichów roznoszą wieść o takim sposobie życia, przy okazji karmiąc się tym, co wyłuskają. Dzięki temu możliwe jest, że czyjeś serce ta nauka przerośnie korzeniami, wejście w jego krwiooobieg i obudzi w nim nieutuloną tęsknotę za Słońcem. Wyrośnie nowy mnich.
PS
Ciekawe, że świerków nie opisuje się jako cieniolubnych a cienioznośne. Jeśli by uznać je za metaforę tych, którzy zostają niżej, jest to piękny komplement dla nas – jesteśmy w stanie znieść cień świata i pomimo to przynieść owoce. Podoba mi się ta myśl.