Kobieca definicja siły

Zacznę od Gry o tron, która właśnie się skończyła. Nie oglądałam, lekturę Pieśni lodu i ognia zakończyłam bodaj na trzecim tomie, a czemu, to napisałam tutaj. Jednak serial ten stał się elementem popkultury jak LOTR, więc nie dało się od niego uciec. I kiedy tak przyglądałam mu się z bezpiecznej odległości spoilerowych recenzji uderzyło mnie to, że przedstawiony w nim świat jest jałowy. Ludzie się mordują, ale nie mają dzieci; dopiero w siódmym sezonie jedna z bohaterek zachodzi w ciążę (Cersei mam na myśli), zresztą nie dane jej będzie urodzić. Taka tam dodatkowa mroczna cegiełka do świata i tak zbudowanego na śmierci.

Moja hipoteza, dlaczego tak to wygląda, jest podwójna. Po pierwsze, autor serii jest mężczyzną, więc macierzyństwo jest dla niego tematem grząskim. Po drugie – ciąża i poród są czasem, kiedy kobieta staje się słaba i podatna na zranienie, a przecież wszystkie bohaterki są silne. One nie mają czasu na bycie matkami, one muszą walczyć o władzę i utwierdzać swoje panowanie. W końcu prawdziwa władza polega na noszeniu korony i siadywaniu na strasznie niewygodnym tronie. Na rywalizacji z mężczyznami i udowadnianiu im, że „jesteśmy od was lepsze/inteligentniejsze/silniejsze”. Na fascynacji śmiercią i panowaniu nad światem za pomocą magii.

A ja sobie podczytuję świadectwa kobiet na temat ich porodów. Każdy jest inny, każde „po” też jest inne, ale wraca jak bumerang stwierdzenie, ubrane w różne słowa, że jest do doświadczenie graniczne, inicjacyjne. Wejście w doświadczenie umierania, i to dosłownie. Profesor Fijałkowski pisał, że w trakcie porodu jest taki moment, kiedy rodząca jest głęboko przekonana, że umrze, że nie da rady*. Po czym poród przechodzi do następnej fazy, a ostatecznie, po przebyciu tej doliny bezradności, bólu i śmierci, kobieta odkrywa, że nadal żyje a dodatkowo na rękach ma całkowicie nowego człowieka (lub ludzi).

Dlatego dla wielu rodzących poród jest doświadczeniem głęboko paradoksalnym: słabości wynikającej z bólu i bezradności, wejścia w głęboko fizjologiczne, przez co często upokarzające, doświadczenie samej siebie, a jednocześnie mocy, siły, jakiej nie jest jej w stanie dać żadne inne doświadczenie – żaden tron, korona, splendory. Oto wydaje z siebie życie, cały nowy świat, całe morze możliwości zamknięte w drobnym ciele jej dziecka. I tak sobie myślę, że co prawda Daenerys była dla swoich smoków matką zastępczą, ale scena ze stosem pogrzebowym i przejściem przez jego ogień jest dobrą alegorią porodu.

Maryja staje się matką Kościoła pod krzyżem i nie tylko dlatego, że zostaje dana Janowi i go otrzymuje. Także dlatego, że uczestniczy w agonii Syna, wchodzi w otchłań Wielkiej Soboty, ale w niedzielny poranek tuli Go żywego. Jak miliardy kobiet w dziejach świata przeżywa swoją śmierć dającą życie. Jednocześnie jako jedyna przeżywa to dwa razy z tym samym dzieckiem. I kiedy odzyskuje swojego Syna, w Nim zyskuje tych wszystkich, którzy dzięki Jego Passze będą zjednoczeni z Ojcem.

Delikatność i siła. Bezradność i moc. Życiodajne połączenie sprzeczności w jednym człowieku, wejście w śmierć, by dać życie. Brzmi jak opis krzyża, prawda?

Wracając na ziemię, czyli do seriali – ostatnio nawinął mi się pod oczy zwiastun takiego o Marii Stuart. Powtórzyłam sobie historię jej życia i uderzył mnie jeden fakt. Jej życie było tragiczne, wydawałoby się, że przegrane, szczególnie w zestawieniu z biografią kuzynki, Elżbiety I. To właśnie ta ostatnia wymierzyła ostateczny cios Marii, każąc ją ściąć. Chichot historii polega na tym, że ostatecznie to Stuart zwyciężyła. Z banalnego powodu – urodziła syna. I ten syn przejął tron po Elżbiecie.

Prawdziwa siła może kryć się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach.

 

*To mi przypomina anegdotę znajomej, Asi, która towarzyszyła przy porodzie swojej kilkunastoletniej podopiecznej. Dziewczyna po pierwszej fali bólów partych poprawiła się na łóżku i stwierdziła: „Nie, jednak poród to nie dla mnie” 😀 Spokojnie, wbrew tej deklaracji urodziła i to całkiem sprawnie.

2 myśli nt. „Kobieca definicja siły

  1. Niestety pomimo trudności poród nie zawsze jest doświadczeniem siły
    …, własnej siły. Mój zakończył się cięciem cesarskim, do tego byłam powalona ogromem bólu porodowego. Pomimo, że oboje żyjemy i mamy się dobrze, nie było to doświadczenie wzmacniające, przynajmniej na razie. Mam nadzieję, że ta siła przyjdzie z czasem, w momencie pogodzenia się z własną słabością i ograniczonością, która niekoniecznie jest zależna od naszej (silnej) woli.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s