Pszczoły woszczarki – tak nazywają się robotnice, na których odwłokach tworzą się malutkie, ważące zaledwie 0,001 g łuseczki wosku, z którym potem wykonywany jest w ulu plaster. Najbardziej produktywne w tym zakresie są owady w trzecim tygodniu swojego życia. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że pszczoła żyje nieco ponad miesiąc (ok. 40 dni w sezonie roboczym), to łuseczki byłyby namacalnym przejawem kryzysu wieku średniego (patrząc pesmistycznie) tudzież dojrzałości (patrząc pozytywnie). Dodajmy, że nie wszystkie pszczoły robotnice tak mają. Trzeba mieć do tego talent i sprzyjające okoliczności.
Wróćmy jednak do cyferek. Przez całe swoje życie owad jest w stanie maksymalnie wyprodukować ilość wosku odpowiadającą mniej więcej połowie swojej wagi, czyli 50 mg. Oczywiście sukcesywnie te łuseczki są z niego zdejmowane, nie chodzi z zawoskowanym odwłokiem.
Tymczasem standardowy paschał waży między 8 a 9 kg.
Wszystko zaczyna się od łusek ważących promil grama, potem jest urobek całego życia wynoszący (w sytuacji idealnej!) 50 mg, a cała rodzina zwykle przez sezon wytwarza ok. 0,5 kg tej cudownie pachnącej, tłusto-lepkiej substancji, która się pali pięknym wysokim płomieniem.
Tymczasem, powtórzę, standardowy paschał waży między 8 a 9 kg.
Przedstawmy to sobie jeszcze inaczej: przyjmijmy, że chodzi o świecę o wadze 8,5 kg. Na jego odlanie (jeśli jest wykonywany w całości z nowego wosku) potrzeba efektów pracy 17 rodzin. Patrząc od strony pojedynczych woszczarek – urobku życia ok. 170 tys. pszczół. Liczba łusek woskowych idzie już w miliony.
Czemu bawię się w tę arytmetykę? Głównie dlatego, że uwielbiam woskowe świece, ale też dlatego, że w Wigilię Paschalną zapatrzyłam się w woskową kolumnę, „owoc pracy pszczelego roju”. A teraz okazuje się, że nie jednego, tylko minimum 17. I okazuje się, że na początku każdej paschalnej świecy jest malutka, cieniutka łuseczka, takie nic. Nawet praca całego życia jednej pszczoły jest śmiesznie mała, jeśli zestawić jej skalę ze skalą paschału. Całego życia!
Powiedzmy, że już efekt pracy całego roju przez jeden sezon jakoś tam wygląda – półkilowa świeca to jednak coś. Gdzie jej tam jednak do tej, która w Noc Paschalną symbolizuje Chrystusa.
I gdzieś w tym całym wywodzie widzę prawdę o Kościele, który nie jest już symbolem a prawdziwym ciałem Pana. Do tego, by mógł oświecać on świat, potrzeba pracowitego życia setek tysięcy wiernych, jednocześnie (i to jest cudownie odświeżająca dla mnie myśl) nie ma zbyt małych dzieł i ofiar. Nawet jeśli wydaje ci się, że na nic zużyłaś/zużyłeś swe siły, bo zło jak szczerzyło kły, tak szczerzy i jak cuchnęło – tak cuchnie, to jesteś cząstką wspólnoty i dzięki temu, że jesteście razem i oddajecie to jednemu Pszczelarzowi, wasz wspólny urobek jest w stanie rozświetlić nieprzeniknioną ciemność. Chrystus jest wciąż w świecie obecny.
Tak więc „znamy już wymowę tej woskowej kolumny, którą na chwałę Boga zapalił jasny płomień. Chociaż dzieli się on, użyczając światła, nie doznaje jednak uszczerbku, żywi się bowiem strugami wosku, który dla utworzenia tej cennej pochodni wydała pracowita pszczoła”.
I tu już ostatnia myśl z zakresu duchowego pszczelarstwa – nasze działania tylko wtedy są owocne, kiedy pozwalamy ich efektom „spłonąć” ku chwale Boga. Najbardziej bezpośrednim i oczywistym spalaniem życia dla Niego jest celebrowanie i uczestnictwo w liturgii, ale oczywiście język miłości nie składa się tylko z tego jednego „słowa”. Najważniejsze, żeby każdy jej wyraz był wielkodusznie i z zaufaniem Jemu oddany.
PS
Korzystałam z artykułu Mieczysława Janika Wosk widziany okiem pszczelarza oraz cytuję tekst Orędzia Wielkanocnego