Tłumacze tytułów znów zaatakowali i angielskie Breakthrough stało się tym, czym się stało. Jednak film sam w sobie nie jest standardowym produktem z taśmy „Kino Chrześcijańskie Aż Po Kicz”. Głównie ze względu na świetną kreację Chrissy Metz grającej główną rolę, czyli matki Johna. Jest to chłopiec pochodzący z Gwatemali adoptowany jako kilkumiesięczne przez parę protestanckich misjonarzy z USA. Dorasta i nasila się u niego trauma wynikająca z bycia porzuconym przez biologicznych rodziców.
Film jest oparty na prawdziwych wydarzeniach, a więc opowiedziany w nim cud wydarzył się naprawdę w styczniu 2015 r.: trzech chłopców wpadło do jeziora, bo załamał się pod nimi lód. Jeden z nich, John, spędził w wodzie pod lodem ponad 20 min., już samo znalezienie jego ciała było czymś mało prawdopodobnym, a kiedy go wydobyto, nie miał tętna, był wychłodzony i lekarze na usańskim OIOMIe poddali się, uznając go za zmarłego.
Od zabiegów podtrzymujących życie odstąpili w momencie, kiedy dojechała do szpitala matka. Zostawili ją samą z ciałem, żeby mogła się pożegnać a ona zaczęła się w swojej rozpaczy głośno modlić i… serce zaskoczyło. Reszty wam nie opowiem, ale w tej scenie Metz gra tak przekonująco, że popłakałam się jak bóbr. Ogólnie to typ filmu, na który należy iść bez makijażu, za to z dużą liczbą chusteczek. Wiele bardzo wzruszających scen, nieco zabawnych (szczególnie te pomiędzy matką chłopca i pastorem, za którym ona nie przepada, zwłaszcza za jego fryzurą), ale też postawienie kilku mocnych pytań (m.in. dlaczego on, a inni nie?) i pokazanie, jak okrutni potrafią być rówieśnicy, nawet jeśli ocalałeś cudem.
Piękna jest też scena pokazująca, że ocalenie jednego życia jest dziełem wielu, tak naprawdę wspólnoty. Zresztą nie „odpakowałam” jeszcze tej sceny do końca, będę nad nią myśleć.
Czy jest lukier? Jest. Z tym, że nie w dawkach powodujących mdłości bądź hyperglikemię. Całość jest zgrabnie zmontowana, dialogi nienajgorsze w większości filmu. Jak dla mnie nie trąci za mocno moraliną, jednak osoba niewierząca pewnie odbierać to będzie inaczej, m.in. dlatego, że nie zna z doświadczenia mechanizmów psychicznych, jakie się uruchamiają w człowieku żyjącym wiarą.
Dla mnie było to też kolejne przypomnienie o modlitwie i wdzięczności wobec wszelakiego rodzaju służb ratowniczych (nota bene ich praca jest tutaj bardzo sprawnie i dynamicznie pokazana), których pomocy sama kiedyś mogłam doświadczyć. Znam też z własnego doświadczenia ciężar pytania: „Czemu ja, a nie inni?” i myślę, że w tym filmie udzielono na nie jednej z mądrzejszych odpowiedzi.
Bardzo przyzwoite kino rodzinne, klasyczny wyciskacz łez, dający przy okazji do myślenia. Nikogo raczej nie nawróci (chociaż Duch wieje kędy i przez co chce, więc…), jednak osobę wierzącą może skonfrontować z pewnymi postawami czy umocnić w wierze. Kino niekoniecznie, ale jeśli będzie kiedyś mieli okazję np. na płytce albo vod, to polecam.