Charakterystyka opuszczonej wspólnoty: „Narcystyczne typki, myślał teraz, zajęte sobą pawiany”.
Obraz życia zakonnego: „W mniszym świecie życie na pokaz to nie jednostkowa ułomność, ale pierwotna zasada tworząca społeczny ład”; „Czy tak trudno zrozumieć, że pochwala się tu nieudolność, nieumiejętność życia?”.
Podejście do religii: „Katolicyzm jest religią śmierci, drogą zbliżania się do śmierci, pozbawiania życia […] . Katolicyzm jest pełną przemocy gnostycką sektą. Jest satanizmem”.
Smętne podsumowanie całego buntu, idealnie zgodne z opisami przegranej walki duchowej u Ewagriusza & cons.: „Zatopiony [bohater] w kosmicznej iluzji przedwiecznej harmonii, ożywiany jedynie pięknem kobiecych twarzy, biustów i pośladków, o rozmaitych kształtach, ruchach zawsze indywidualnych, charakterystycznych”.
Książka („Mnich”), z której pochodzą te cytaty, jest według mnie bardzo dobrym studium przypadku: „Skutki pomylenia w formacji chrześcijaństwa z gnozą”. Mówiąc po ludzku: dramat osoby, która poszła do zakonu szukać przede wszystkim własnej doskonałości a nie żywej relacji z Bogiem. A potem jej formatorzy i przełożeni nie pokazali jej właściwej perspektywy, tylko utwierdzili w przekonaniu, że to o to chodzi.
Czytałam podobną pozycję autorstwa jednej z kalkucianek od Matki Teresy. Też odeszła z zakonu, też odejście było bardzo mocno naznaczone zabrnięciem w sferę najpierw urażonego ego a potem dość spektakularnego pikowania w grzechy przeciw VI przykazaniu. Ten sam błąd formacyjny: utwierdzanie w szukaniu własnej doskonałości, osiągania perfekcji w utrzymaniu maski, a nie budowaniu relacji.
Zresztą pewnie ci ludzie, rozmawiając z formatorami, też słyszeli to, co chcieli słyszeć. A pokusa skupienia na sobie w formacji, szczególnie zamkniętej, jest wielka. Zresztą nie tylko zamkniętej.
Z tego powodu uznałam, że jednak o niej napiszę, ponieważ, bez względu na to, co twierdził w jednym ze swoich artykułów o. Pyda, w wyborze życia zakonnego nie chodzi o obiektywną doskonałość tej formy; że będzie się Ubermenschem – wystarczy założyć habit i przyjąć święcenia. Gdyby tak było, w historii Kościoła nie byłoby takich świętych jak Franciszka Rzymianka, której to Bóg zamknął drogę do zakonu. W wyborze formy życia chodzi o znalezienie takiej, która najszybciej i najpewniej mnie doprowadzi do zjednoczenia z Bogiem. Reszta to marginalia. A jak ktoś chce zobaczyć, do jak ponurych skutków może prowadzić pomyłka w tym zakresie, można zajrzeć do „Mnicha”.
Książka byłego dominikanina jest przede wszystkim gorzka. Planowałam przed lekturą, że sobie z niej poszydzę, ale nie da się. Jest fatalnie, miejscami infantylnie (mam na myśli styl) napisana, jednak całość jest po prostu przeraźliwie smutna. Z wielu powodów.