Słyszałam w tym tygodniu trzy kazania, które mnie dotknęły: jedno o. Damiana Mrugalskiego i dwa o. Wojtka Sznyka (oczywiście obaj OP).
Pierwsze z wymienionych świetne intelektualnie, dobrze postawione pytanie do tekstu, zgrabnie rozwinięty komentarz. Bez natłoku danych, ale też bez uproszczeń i przeskakiwania przez trudności. Nic dziwnego, ojciec jest patrologiem, więc pracuje z tekstami największych mistrzów chrześcijańskiej teologii i mu się udziela ich sposób myślenia, podejścia do tekstu, przekazu.
Dwa drugie o wiele prostsze, bez szukania intelektualnych zagwozdek i ich rozwiązywania. O ich wartości zdecydowało co innego – oba były żarliwym wezwaniem do nawrócenia i wskazaniem drogi do niego. Postawieniem pytań, ale dotykających codziennego życia wiarą, i zrobieniem tego tak, że zostają, drążą, wracają. Nie dają spokoju. Były też podzieleniem się swoim świadectwem, a to zawsze w jakiś sposób porusza.
Tak sobie myślę o tych kazaniach i oprócz tego, że widzę ich wartość dla mnie i mojego wzrostu do Boga, to czuję ogromną wdzięczność wobec Niego. Kraków, a dla mnie szczególnie duszpasterstwo dominikanów, to bardzo żyzna gleba dla duchowego wzrostu. Hojnie zastawiony stół, na którym każdy i zawsze może znaleźć coś pożywnego dla siebie. Co tu dużo mówić – jest tu jakby luksusowo. A nawet nie jakby.
Piękne jest też to, że słuchając ojców i spotykając się z ludźmi, którzy jak ja należą do tej kaznodziejskiej parafii, doświadczam bardzo intensywnie prawdy o Kościele jako ciele, na który składają się różne członki, które mogą sobie nawzajem służyć a nawet to robią. Paweł Apostoł użył tu, moim nieskromnym, genialnej analogii. Cudowne jest to doświadczenie, kiedy zderzam się ze swoją niedostatecznością, brakiem w jakieś sferze, ale wtedy okazuje się, że ktoś obok jest w tym świetny i chętnie się wykaże. Ta ulga, że nie muszę; że są lepsi i da się coś zrobić dobrze bez moich bezsilnych starań.
Tak, Bóg jest hojny. I wszystko dobrze uczynił. Za co Mu chwała!