Dziś w Tyńcu rozpoczął się międzynarodowy kurs dla liderów wspólnot charyzmatycznych. Są to tygodniowe rekolekcje zamknięte, na moje oko świetne miejsce i fajna inicjatywa (TUTAJ więcej). Dla mnie tym fajniejsza, że ostatnio znów miałam okazję posłuchać o wykwi… znaczy zaskakujących zjawiskach teologiczno-duszpasterskich w jednej ze wspólnot (tożsamość przemilczę, w każdym razie nie krakowska). Aż mi się sarkazm włączył.
Otóż praktykuje się w niej coś, co dla mnie na pierwszy rzut oka kojarzy się z jedną z kar wymierzanych w carskim wojsku. Polegała ona na tym, że oddział ustawiał się w dwóch szeregach, żołnierze stawali twarzami do siebie. Takim tunelem miał przebiec winny a każdy wojak wymierzał mu cios batem, ostatni cios zadawał dowódca.
W zależności od liczby żołnierzy i siły ciosów człowiek ten albo kończył jako dotkliwie pobity, albo umierał. Kara ta była o tyle perfidna, że nie tylko czyniła innych żołnierzy winnymi śmierci/choroby współtowarzysza, co jeszcze zawierała element presji psychicznej. Mówiąc wprost, była formą linczu; wymuszonego, ale linczu. Zresztą nawet gdyby nie chodziło o pobicie, przejście między stojącymi blisko dwoma szeregami zwróconych do ciebie twarzą ludzi wywiera na idącego presję.
Piszę o tym tak dużo, bo praktyka, o której wspomniałam, nazywana tunelem ognia, formalnie wygląda podobnie, tyle że bez fizycznego bicia. Osoba, nad którą grupa się modli, ma przejść między dwoma szeregami modlących się ludzi a na końcu ma nad się modlić lider/kapłan. Taki sposób modlitwy ma doprowadzić do upadku w Duchu.
Mój sarkazm, na własnym mymłonie wychowany, od razu sobie przypomniał, że na Podlasiu pędzi się taki – zacny – bimber pod nazwą Duch Puszczy. Za czasów młodości mojej wątroby go próbowałam i rzeknę wam, że ma moc, zaiste jest w stanie doprowadzić do upadku prawie każdego. To tłumaczyłoby efekt tunelu ognia – po prostu kładą ludzi oddechem, z całym podziwem dla lidera, dmuchającego na końcu.
Jednak od razu spacyfikowałam złośliwca (znaczy sarkazm), bo pamiętam świadectwa ludzi, którzy dzięki doświadczeniu spoczynku w Duchu Świętym zostali uzdrowieni, a ich relacja z Bogiem wyraźnie się rozwinęła i pogłębiła. Zajrzałam więc do klasycznego opracowania na temat tego fenomenu, czyli do VI Dokumentu z Malines, w którym śp. kard. L.-J. Suenens podsumowuje wyniki badań teologów, psychologów i lekarzy dotyczące spoczynku. Korzystałam z wersji oryginalnej, ale opracowanie to wyszło też po polsku pod tytułem „Spoczynek w Duchu Świętym – kontrowersyjne zjawisko”.
Nie będę streszczać całości. Zasadniczo autor wykazuje, że zjawisko to jest znane w tradycji Kościoła, nie należy go mylić z ekstazą mistyczną, jednak też nie należy potępiać z zasady – Duch działa i w taki sposób.
Ważne są w tym kontekście badania psychologów, gdyż one wykazały m.in. że częściej zjawisko to dotyczyło osób o niestabilnej/słabej psychice lub rozchwianych emocjonalnie. To zaś sugeruje, że istnieje duże ryzyko innego pochodzenia tego zjawiska niż działanie Boże. Mówiąc inaczej, może to być przejaw histerii lub psychomanipulacji.
Stąd wynikły wskazania duszpasterskie kardynała: nie należy utożsamiać spoczynku z uzdrowieniem, nie należy dążyć do „uzyskania” spoczynku za wszelką cenę, należy za to unikać wywierania presji psychicznej czy nauczania w konferencjach/materiałach, że spoczynek jest czymś szczególnie pożądanym i oczekiwanym, żeby nie tworzyć wokół niego atmosfery cudowności. Jeśli będzie to potrzebne, Bóg tak zadziała, nie wmuszajmy Mu metod terapii (ostatnie zdanie już moje).
Tunel ognia ma się według mnie nijak do tych wskazań kard. Suenensa, a wręcz jest z nimi sprzeczny w kilku punktach. O presji psychicznej już pisałam, dochodzą jeszcze kolejne punkty typu traktowanie spoczynku jako wymogu przy uzdrowieniu.
Jako wisienka na torcie praktykę tę w tej wspólnocie wieńczy jeszcze teologia Ducha Świętego, wedle której tunel jest potrzebny, gdyż każdy członek wspólnoty ma „swojego Ducha”, druga wersja ujęcia problemu mówi o posiadaniu własnego kawałka Ducha. Na to dictum mój sarkazm zjadliwie zapytał: „Skrzydełko czy nóżka?”, a kiedy spojrzałam pytająco, rozłożył ręce: „No co? Przecież przedstawiany najczęściej jest jako gołębica…”.
Zostawmy na boku moje wewnętrzne dialogi. Zastanawia mnie poziom intelektualny duszpasterza tej grupy, księdza o ustalonej pozytywnej opinii w kręgach charyzmatycznych, któremu gdzieś umknął fakt, że Duch Święty to osoba. Nie puszka z ciasteczkami czy pieczony gołąbek. Żywa Osoba. Nie da się mieć „kawałka” osoby, w ogóle nie da się MIEĆ osoby i to jeszcze takiej, która jest Osobą z Trójcy Świętej. Nie ma kogoś takiego, jak „mój” Duch Święty. On jest wolny, mogę w Nim działać, być w relacji, szczególnie być otwarta na konkretne przejawy Jego działania we mnie, ale, na litość Boską, nie mogę Go mieć! A na pewno nie mogę mieć w postaci kawałka, którym potem tchnę/rzucam w osobę przechodzącą przez tunel ognia.
Odnowa w Duchu Świętym może nieść błogosławieństwo, znam świetnych ludzi, których relacja z Bogiem narodziła się i rozwija dzięki temu ruchowi w Kościele, sama wiele charyzmatykom zawdzięczam. To jest jednak zawsze praca z Ogniem i jednym z głównym wymogów jest tutaj cnota roztropności. Paweł Apostoł nie bez powodu napisał do Tymoteusza, że chrześcijanie otrzymali ducha nie tylko mocy i miłości, ale także trzeźwego myślenia. Trzeźwego, osadzonego w zdrowej teologii i Tradycji Kościoła.
Gdybym nie widział, ba! Nie uczestniczył w pewnych freelancerskich klimatach, pewnie bym nie uwierzył, w to o czym Pani pisze.
Czy naprawdę Ewangelia tak się jej głosicielom nje wiem, przejadła, oklepała, że mus teraz robić hokusy pokusy?
Nie mam pojęcia.
Dziękuję za wpis. Dobrze posłuchać kogoś kto docenia Odnowę Charyzmatyczną i krytykuje jej przejaw, a nie ją jako całość. No i zna dokumenty z Malines (choć są już bardzo stare i w wielu kwestiach Kościół nabrał dużo większego zaufania niż jest tam przedstawione). Ze swojej strony dodam, że sprawa z „tunelem” ma się podobnie jak z „Odnową”. Sam w sobie nie jest zły, ale można przegiąć. Nie moje klimaty, ale kilka razy uczestniczyłem w „normalniejszej” jego formie: bez dmuchania, nakręcania emocji, presji spoczynku. Zwyczajne przejście i modlitwa na koniec. Była przestrzeń by Duch wiał kędy chce. Ta forma otwierała na akt ufności wobec Boga. Niemniej forma tunelu, którą Pani opisała jest niedopuszczalna.
Dziękuję za podzielenie się doświadczeniem.