Dzięki Bogu coś feministycznego

Terlikowska

Takiej książki, oddającej głos siostrom zakonnym, rynek domagał się już od dawna, a dokładnie od momentu fermentu wywołanego publikacją „Zakonnice odchodzą po cichu” Marty Abramowicz (2016). Autorka deklarowała się jako przedstawicielka feminizmu i takim podejściem miało być motywowane zajęcie się tematem sióstr rezygnujących z życia zakonnego. Ferment okazał się ożywczy, bo milczące dotąd kobiety zaczęto przywoływać na scenę, a książka Małgorzaty Terlikowskiej pokazuje, jak bardzo warto było to zrobić.

Zacznę od tego, że jest to książka feministyczna, najbardziej feministyczna z tych, jakie czytałam o Kościele. Pod koniec wstępu autorka wywiadów pisze: „Byłyście, Kochane Siostry i Przyjaciółki, moją wielką inspiracją”. Kiedy za pośrednictwem wywiadów dotykamy relacji, o której tu wspomina Małgorzata, odkrywamy, że nie są to puste słowa. A skoro nie puste, to jest w nich moc, którą niektóre nurty feminizmu nazywają siostrzeństwem (analogicznie do braterstwa), a ja po prostu kobiecą grupą wsparcia. Aż ma się ochotę wykrzyknąć: „Kobiecość rządzi!”.

Szczególnie że zebrana tu grupa kobiet różni się między sobą pod wieloma względami: od charyzmatu zgromadzenia począwszy (od klauzury po świecką konsekrowaną ze Wspólnoty Emmanuel), przez wiek, po osobowość. Są siostry bardzo bezpośrednie, a są i takie, które mają tak wpojoną zakonną poprawność, że stała się jak ich druga skóra. Jednak i na nie przychodzi moment, kiedy w trakcie rozmowy tracą swoją, hm, sztywność. To te fragmenty, kiedy mówią o swojej posłudze, doświadczeniu realizowania tego, do czego czują się wezwane przez Boga i skierowane przez wspólnotę. Pasja przepala bezpieczniki. I dobrze.

Słowo „pasja” nie jest tu przypadkowe. Oznacza ono nie tylko robienie czegoś z radością, ale też cierpliwe przyjmowanie związanych z działaniem trudności, cierpienie. Jednym z najczęściej pojawiających się w tej książce słów jest „ofiara”. Bardzo niepoprawne politycznie, także w mówieniu o życiu w Kościele i dla Chrystusa. Siostry jednak od niego nie uciekają, za co im chwała.

Zresztą słychać w ich opowieściach, choć nie przedstawiane wprost, jak obfite owoce ta ofiara przynosi. Także ta polegająca na uznaniu, że nie każdemu da się pomóc, nie każdą sytuację da się pokonać jak superwoman. Czasem trzeba przyjąć porażkę i wykombinować, jak przekuć ją w coś pozytywnego. Może to polska tradycja pokoleń kobiet, które musiały kombinować, żeby dać radę, ale siostry płaczą Bogu rękaw, kłócą się z Nim albo po prostu przychodzą przy Nim posiedzieć w swojej bezradności, a potem idą i… dają radę. Piękna rzecz.

Często wraca temat habitu i większość kobiet nie uważa go za ciężar, ale element ich tożsamości. Nie chcą go zdejmować, bo on je dookreśla. W końcu także świeckie panie ubierają się „pod humor” i swoim strojem starają się wyrazić siebie. Habit jest dla sióstr znakiem, a czego, to można się dowiedzieć z książki, nie będę spoilerować.

Drugim ważnym filarem dla życia sióstr jest wspólnota. Wspierająca, czasem stawiająca nieoczekiwane a bardzo niechciane wymagania (np. wyjazd do USA), ale będąca odskocznią od dzieł, które pochłaniają.

I wreszcie posłuszeństwo: trudne, ale też nie ślepe. Często wraca motyw przegadywania z przełożonymi wyznaczonych przez nie zadań, dłuższego mierzenia się z decyzjami, a co najważniejsze – wspólnego.

Dla mnie osobiście ważnym wywiadem był ten z s. Tymoteuszą z Broniszewic. Takie ciepłe wspomnienie pracy nad książką, ale też niesamowitego klimatu domu chłopaków i wspólnoty dominikanek w Bronkach. Takich pozytywnie zakręconych mimo wielu trudności.

Plusem książki są też stawiane przez autorkę wywiadów pytania. Nie ma taryfy ulgowej, jeśli jest ciekawy wątek, Małgorzata prowokuje, podpytuje, drąży. Niektóre wątki mimo to się urywają – być może wypadły w autoryzacji, jak znam życie, to pewnie teksty wywiadów przeszły też przez ręce przełożonych. Po sposobie budowania pytań widać też, że autorka odrobiła pracę domową, a dokładniej że zna dobrze osoby, z którymi rozmawia. Oczywiście, nie waha się tego wykorzystać, ale ze smakiem.

Książka ma podtytuł „Historie spełnionych kobiet” i podczas lektury czułam, że słucham kobiet, które żyją pełnią życia. Z jego cięższymi dniami, ale też tymi pełnymi smaku, tak wspaniałego, że to doświadczenie rozjaśnia je całe (a bracia z męskiej wspólnoty dopytują, czy siostra w kimś się zakochała, jakby nie wiedzieli, że ona już pochwyciła swojego Ukochanego…). W centrum ich życia jest Chrystus i nie jest to pobożny banał, przynajmniej ja go nie wyczuwam w opowieściach o rozpoczynaniu z Nim dnia i czerpaniu z tego spotkania sił do działania, czy w historiach o godzinach przesiedzianych na adoracji, by potem całkowicie być dla innych znakiem tej Miłości, której się zaczerpnęło.

Trzynaście kobiet, trzynaście opowieści o wielkiej sile, olbrzymim wysiłku, mężnej cierpliwości połączonej z równie wielką kruchością, wrażliwością, bezbronnością, żeby słabi nie bali się podejść. Bez lukru, kreowania sióstr na osoby, którymi nie są, czy też ich wspólnot i relacji w nich na raj na ziemi. Obraz, który powstał, szczerze robi wrażenie.

Książkę można nabyć na przykład TUTAJ.

 

2 myśli nt. „Dzięki Bogu coś feministycznego

  1. Brzmi to bardzo ciekawie. Znam (powierzchownie dość) kilka bardzo fajnych sióstr, jednak w ogóle obraz życia zakonnego mam dość negatywny. A tu ten akapit czerpaniu z relacji z Chrystusem. Może oczywiste, że tak powinno być w życiu każdego chrześcijanina – we mnie obudził tęsknotę.

    • Myślę, że warto przeczytać książkę, bo przez to, że to wielogłos, daje szeroki obraz. Fraza o Chrystusie jako źródle siły i oparciu stale powraca i nie brzmi sztucznie, więc wierzę siostrom, ale zawsze warto wyrobić sobie własne zdanie 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s