Na pewno już ktoś na tę interpretację w historii Kościoła wpadł, ale trudno – odkryłam samodzielnie, to i samodzielnie się podzielę. A co.
Pisałam do następnego numeru „Teofila” tekst z zakresu teologii ciała. Podstawy, więc idąc za Janem Pawłem II, sięgnęłam po opisy stworzenia człowieka i ponownie stanęłam twarzą w twarz z Adamem, którego da się spolszczyć jako Ziemniak, w końcu adama(h) to ziemia, więc filolodzy może nie zlinczują dowcipkujących biblistów, za którym i to cytuję.
Dopiero przy tym czytaniu, nie wiem, którym z kolei, dotarło do mnie, że on miał kopać rów w ziemi. Nic się nie zieleniło i nie poszerzał się okrąg życia, bo nie było komu drążyć w glebie, żeby rozprowadzić wodę. Całe zadziwienie w tym, że przecież on, Adam, też JEST ZIEMIĄ. Co prawda żyjącą i nawet będącą duchem, ale jednak ziemią.
Tu zaczyna się piękna analogia. W Adamie były przestrzenie, do których miała dopłynąć łaska, ale to tego musiał w sobie samym drążyć tunele dla niej. Jak jego ciału życie gwarantowała sieć naczyń krwionośnych i limfatycznych, tam jego duch potrzebował sieci kanalików dla łaski. Dopóki Adam żył w przyjaźni z Bogiem, praca posuwała się lekko i przyjemnie, kiedy jednak przestał Bogu ufać i zgrzeszył, jego ciało; ziemia, z której był uczyniony, zaczęła mu rodzić ciernie i osty, a nad całą pracą wisiała jak mroczny sztandar pamięć o tym, że z prochu jest i w proch się obróci.
Podczytuję sobie teraz „Rozmowy z Ojcami” Jana Kasjana (mistrzostwo, już wiem, czemu św. Dominik tak je kochał…) i to jest świetne dzieło z agrykultury. A dokładnie o tym, jak najpierw oczyścić miejsce, w którym bije łaska, czyli serce, a potem jak kopać oraz przeprowadzać renowacje systemu irygacyjnego duszy. Jest też sporo o obronie przed wandalami tylko czyhającymi, żeby coś napsuć, a także bardzo dużo o plewieniu cierni i ostów oraz cierpliwości płynącej ze świadomości własnego ubóstwa, czyli zależności od Boga.
Ojcowie Pustyni to byli prości ludzie, w większości egipscy chłopi. Od pokoleń pracujący przy kopaniu rowów i ich renowacji. Nie mieli wielkiej erudycji, często nawet nie byli piśmienni. Byli jednak wytrzymali fizycznie i mieli umiejętność obserwowania siebie połączonego z darem wyciągania właściwych wniosków. Umieli też zaufać swoim abba. Służyli więc Bogu, plewiąc swoje serca postami, czuwaniami i śpiewaniem psalmów, wierząc, że tak odbudowują na ziemi raj i dopełniają w sobie Boże dzieło stworzenia.
[lokowanie produktu] Kiedy pisałam książkę o Mateuszu Talbocie, uderzyło mnie to, że jego duchowość była duchowością mniszą. Wspaniale się to wpisuje w tradycję jego narodu, w końcu chrześcijaństwo na kontynencie odnowili właśnie mnisi iro-szkoccy. Tętniące życiem duchowym i niesłychanymi wręcz ascetycznymi „osiągami” klasztory Irlandii przechowały, rozwinęły i wzmocniły chrześcijaństwo na Wyspach (i nie tylko). Talbot wpisuje się w ten nurt irygacyjno-renowacyjny.
Jego relacja z Bogiem to na początku wielki wysiłek ascetyczny, rozpoczęty małymi krokami, ale potem systematycznie powiększany i pogłębiany. Potem przychodzi też czas na pustelnię, choć położoną w mieście, rezygnację z założenia rodziny, pogłębioną modlitwę i życie mistyczne. Te wszystkie etapy, łącznie z niektórymi praktykami, znajdziemy opisane u mnichów egipskich a potem irlandzkich.
Jak tam na niego patrzę, to myślę, że to piękny przykład pustyni, która rozkwitła życiem. Wydawało się, że nie ma w nim nawet maciupkiej oazy, miał momenty, że marzył o zostaniem Saharą do zapitego końca, ale łaska dała radę. Nieomylny instynkt mnicha, jaki był w tym irlandzkim Ziemniaku*, pomógł mu zbudować i zatroszczyć się o kanały łaski w jego duszy. Powrócił do raju.
* Przy okazji takie tam drobne odniesienie do historii Irlandii też się znalazło 😀
Ładna analogia. Ziemniak:-). Etymologia co prawda ludowa, a nie rzeczywista, ale niech będzie. Skąd jednak się to kopanie rowów wzięło? Ciekawa jestem. Czyżby z Sumeru?
pozdrawiam
Albo z Egiptu, kto wie? 🙂
Nie wiem, czy jasno się wyraziłam. Skąd się tłumaczowi wzięło. Na szczęście w BT5 jest już ok.
Jeśli już o regionach, to Eden raczej mezopotamski koloryt ma, prawda?
Oba tłumaczenia są przypuszczalne, przynajmniej tak podają komentarze.
Eden, nawet patrząc na nazwy opływających go rzek, jest mezopotamski, ale tłumacz mógł natchnienie zobaczyć w Egipcie 🙂
W BT3 się przyznają, że tekst poprawiony, tylko nie piszą na podstawie czego. Wg Słownika owo ed to zapożyczenie z akadyjskiego i sumeryjskiego = powódź. Zatem podziemny strumień wody. Czy Adam musiał się do niego dokopywać? Czy raczej sama ta woda wypływała? Użyty czasownik oznacza ruch w górę i do wody odnosi się np. w Lb 21,17. Takie tam rozkminy wieczorne, a robota czeka…
Nie znam na tyle hebrajskiego, żeby podejmować tego typu dyskusje 🙂 Komentarze mówią o niepewności odczytania tekstu i tyle wiem.