Skąd się wzięło mówienie o mieszkańcach tamtego terenu jako o „Jaśkach biłogorajskich”
Opowiada p. Stanisława Świś, że kiedy jej mama rodziła najmłodszego brata, ona stała pod domem i modliła się o siostrę, więc słyszała, co się dzieje w środku. Poród się przeciągał, ojciec pojechał więc po akuszerkę, bo robiło się niebezpiecznie. Z rodzącą zostały trzy kobiety z wioski, opiekowały się nią, robiły, co mogły, i modliły się. Musiało podziałać, bo zanim ojciec wrócił z fachową pomocą, urodził się chłopiec. Do uszu małej Stasi dotarł dialog:
– Trzeba ochrzcić, bo poród był długi, nie wiadomo, czy pożyje.
– Ale jak mu damy na imię?
– Jan.
– Jaśka już mają.
– Józwa!
– Też jest!
– Stasiek.
– Ale jest Staśka.
– Oj tam, ale Staśka nie mają, będzie Stanisław, bo nie chce mi się już wymyślać.
Cudowna wyliczanka, idealnie widać, które imiona były najbardziej popularne na tamtym terenie. I Jaśki przestają dziwić.
Druga rzecz to takie tam spostrzeżenie. Na terenie tej samej gminy leży wioska Branew. To pierwotnie osadnictwo wołoskie i ruskie, nawet zamiast kościoła była cerkiew, bo prawosławni. Kiedy tamtejsza ludność w XVII w. zaczyna się polonizować, pojawiają się polskie imiona, w tym… Jacek. Czyżby gdzieś w pobliżu mniej więcej w tym samym czasie pojawili się dominikanie? I czyżby w swoim kościele w Janowie szerzyli kult nie tylko maryjny? 😉