Dokładnie to papież Franciszek napisał o klasie średniej, ale moje skojarzenia popłynęły radośnie w stronę rewolucji, tej przemysłowej, podczas której z okrzykiem „Laissez faire” rzutcy handlowcy, fabrykanci i reszta pulchnego potomstwa Mamona rzucili się budować barykady ze złota i piąć się po nich po społeczne znaczenie.
Skojarzenia te wywołał zaś ten fragment Gaudete et exulatate:
Lubię dostrzegać świętość w cierpliwym ludzie Bożym: w rodzicach, którzy z wielką miłością pomagają dorastać swoim dzieciom, w mężczyznach i kobietach pracujących, by zarobić na chleb, w osobach chorych, w starszych zakonnicach, które nadal się uśmiechają. W tej wytrwałości, aby iść naprzód, dzień po dniu, widzę świętość Kościoła walczącego. Jest to często „świętość z sąsiedztwa”, świętość osób, które żyją blisko nas i są odblaskiem obecności Boga, albo, by użyć innego wyrażenia, są „klasą średnią świętości” (GE 7).
Ostatni zwrot w nawiasie jest cytatem z powieści francuskiego pisarza Josepha Malegue, który w swoim czasie był nazywany chrześcijańskim Proustem, a dziś jest zupełnie zapomniany. I jemu, i papieżowi chodzi o to, że każdy może być świętym, bo świętość przejawia się też w najprostszych gestach i codziennych postawach.
Kiedy jednak przywołałam ten fragment encykliki, mówiąc na Służewie o duchowości świeckich, pomyślałam, że można tę metaforę pociągnąć dalej. Klasa średnia to grupa społeczna o największych ambicjach, najbardziej inwestująca w swój rozwój i dążąca do zyskania coraz większego znaczenia w społeczności. Inaczej niż najuboższe warstwy już wierzy w swoje możliwości, a nie dotknęła jej jeszcze choroba, która bywa, że drąży klasy najwyższe – utrata kontaktu z rzeczywistością i przestylizowanie życia. Dekadencja. Ma w sobie wciąż prostotę wziętą ze swoich początków i jednocześnie środki pozwalające jej na sięganie po życie na poziomie arystokracji.
W tym widziałabym podobieństwo: okrętami flagowymi Kościoła pozostają wielcy święci, hierarchia i ci, którzy żyją życiem konsekrowanym w jego najbardziej oczywistej formie. Przynajmniej pierwsza z tych kategorii to ludzie, którzy stanowią arystokrację ducha w najlepszym rozumieniu tego słowa.
Jednak tymi, którzy stymulują codzienny wzrost wspólnoty, dynamizują jej życie i bez których rozwój Kościoła jest de facto niemożliwy jest właśnie klasa średnia: rodzice wychowujący swoje dzieci w wierze, kościelne babcie odmawiające setny różaniec, młodzi ludzie mający odwagę żyć w realu, a nawet go zmieniać, ci wszyscy, którzy podejmują codzienny wysiłek trwania, co więcej: wzrastania w wierze.
Czasem o czyimś nawróceniu może zdecydować to, że ktoś w pociągu zacznie z niewierzącym pogawędkę a potem wyświadczy jakąś prostą przysługę. Czasem na krawędzi rozpaczy zatrzyma nas a potem pociągnie na jasną stronę mocy czyjś uśmiech i dobre słowo. Może to przypomina ciułanie grosz do grosza kapitału świętości Kościoła, ale tak to działa. Już prawie dwa tysiące lat.