Milion monet

20180607_111736

Osoba przyzwyczajona, że wszędzie zapłaci plastikiem, na Podhalu może się srodze rozczarować. Tu cenią brzęk monet (ostatecznie szelest banknotów). W cenie najbardziej są piątki i dwójki, ale złotówka też czasem da radę.

Wejście do TPN – piątaka. Przejazd busem – od dziesiątki (trasa Zakopane–Palenica) do trzech złociszy. Płaci się na ogół przy wsiadaniu lub wysiadaniu, więc najwygodniej mieć odliczone, żeby nie blokować wejścia. Najciekawsze jednak zjawisko to toalety.

Standardowa opłata za oddanie powinności naturze w cywilizowanych warunkach to 2 (słownie: dwa) złote. Bywa trzy, ale tam chyba to było zaporowo, żeby ludzie jednak skorzystali z usług lokalu, a nie wyłącznie kibelka. Stałam się fanką toi toi, szczególnie tych parkowych. Czyste i jakże uroczo bezpłatne. Ułatwiają znacznie życie na szlaku, zwłaszcza jeśli zna się zasadę, którą sprzedały mi znajome caminowiczki – korzystaj z toalety za każdym razem, kiedy możesz mieć okazję, bo następna może okazać się zbyt boleśnie odległa dla twoich zwieraczy.

Gdybyście jednak byli fanami plastiku spragnionymi chwil grozy przeżywanych z pełnym pęcherzem, polecam w imieniu znajomej Krzeptówki.

Imaginujcie sobie, mili Państwo, że głos natury bardzo natarczywie wzywa do oddania jej powinności. Dostrzegacie tabliczkę wskazującą WC, podążacie więc we wskazanym kierunku i tam dostrzegacie, że wejście zagradza metalowy drążek w stylu tych, jakie trzeba pokonać, wchodząc do warszawskiego metra. W okolicy ustrojstwa blokującego wam drogę widnieje napis, że opłata za skorzystanie wynosi dwa złote i stanowi ofiarę na sanktuarium. Cóż, już cesarz Wespazjan wpadł na to, że pecunia non olet*, więc co się dziwić naśladowcom, w końcu wzorce z samej kultury klasycznej.

Trudno jednak, jak słusznie zauważyła znajoma, nazywać ofiarą coś, do czego uiszczenia jest się zmuszonym przez własny organizm, gdyż, jak się zapewne domyślacie, bez ofiary wypróżnić się nie da. Nie jest to jednak koniec tej opowieści.

Znajoma otworzyła portfel i wrzuciła w paszczę potwora pilnującego drogi piątaka. Wypluł. Odmagnesowała, wrzuciła drugi raz. Wypluł. Czując coraz natarczywszy nacisk ciała, wyszperała w portfelu złotówkę i dwie pięćdziesięciogroszówki. Wypluł. Spróbowała jeszcze raz, uzyskując identyczny efekt. Ki – z całym szacunkiem dla miejsca wydarzeń – diabeł?

Okazało się, że opłata wynosi dosłownie d-w-a złote. Dokładnie i wyłącznie dwuzłotową monetę. Zrozpaczona ostatkiem sił ruszyła w poszukiwaniu kogoś, kto pomoże jej uzyskać ten żeton do raju. Na szczęście pani w pobliskim sklepiku miała ich odpowiedni zapas i po chwili wejście zostało pokonane. Znajomą powitał piękny napis „Bóg zapłać!”.

Rzecz jasna wywołał w niej uczucia, które bardzo eufemistycznie można określić jako mieszane, ich charakter zostawiam waszej domyślności. Jeśli o mnie chodzi, to myślę, że powyższe rozwiązanie dotyczące pobierania opłat jest hołdem złożonym mistrzowi Barei. Inaczej wyjaśnić to trudno.

W każdy razie pamiętajcie, żeby mieć przy sobie zawsze zapas dwuzłotówek; to wspaniale ułatwia życie.

*
Chcąc ratować ekonomię Rzymu, cesarz opodatkował także publiczne toalety. Kiedy jego syn, Tytus, zaprotestował, używając argumentu, że to obrzydliwe źródło zysku, Wespazjan kazał mu powąchać monety pochodzące z tego podatku i stwierdził: „Pieniądze nie śmierdzą” (Pecunia non olet).

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s