[Gwala] Po drodze, czyli Janów

Ta wiadomość była dla mnie źródłem wielkiej radości – kilka miesięcy temu mąż bratanicy br. Gwali powiedział mi, że zachowali wszystkie listy brata z ostatnich trzydziestu lat jego życia. Moje oczka zaświeciły jak lasery! Istnieją źródła do ostatnich lat jego życia, jego duchowości i mentalności! Cudownie!

Umówiliśmy się z państwem Świsiami na spotkanie w maju, okazało się, że możliwe to jest w okolicach weekendu majowego. Wtedy jechałam do mamy na Zamojszczyznę, więc wracając od niej, zrobiłam przerwę w podróży na Janów Lubelski.

Wyjeżdżając z tamtejszego dworca autobusowego, każdy podróżnik może zobaczyć fasadę wejściową sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Za każdym razem, kiedy ją widziałam a szczególnie obraz nad wejściem, przez moją głowę przebiegała myśli: „Nasi tu byli!”.

27034439

źródło: pulawybabij.blogspot.com

Dopiero szukając wiadomości o Gwali, odkryłam, że nie tylko byli, ale nawet mieszkali kilkaset lat, do 1864 r., kiedy to po powstaniu Rosja skasowała wszystkie klasztory dominikańskie. Zostali tylko tercjarze, z których ostatnia siostra (przynajmniej jeśli chodzi o fraternię w Dzwoli) zmarła w latach dziewięćdziesiątych lub na początku XXI w., co i tak daje piękne prawie 150 lat zachowywania przez świeckich charyzmatu zakonu tam, gdzie zabrakło braci.

W Janowie opiekowali się oni sanktuarium i szerzyli kult różańcowy. Kiedy ich wyrzucono, przeniesiono do budynków poklasztornych parafię z Białej i tak dawnych kościół dominikański stał się parafialnym dla rodziny Torbów. W nim był chrzczony tato Gwali a także sam Gwala. W nim też brat został przygotowany i przyjął I komunię św., jak sam pisze w życiorysie. Teraz jakoś tak z większym sentymentem patrzę na te budynki.

Wracając do mojej podróży: do Janowa miałam przyjechać o 11.30, ale po drodze był remont i wypadek, więc spóźniłam się pół godziny. Nerwowo myślałam o tym, że czeka na mnie na przystanku pan Jan, na szczęście okazał się człowiekiem wyrozumiałym i dla mnie, i dla opóźnionego busa.

Jako prawdziwy dżentelmen przejął ode mnie walizkę i przespacerowaliśmy się do ich mieszkania. Potem dołączyła do nas jeszcze Maria Siemczyk, także bliska rodzina brata, choć już z następnego pokolenia. Nie było niestety czasu, żeby odwiedzić rodzinną wioskę Gwali, ale przynajmniej porozmawialiśmy, moi gospodarze powspominali i pokazali mi swój zbiór zdjęć i listy brata. Zostałam tak że ugoszczona pysznym obiadem: flaki i naleśniki, a na deser ciasto i kawa. Pani Stanisława jest mistrzynią kuchni, pyszne to było.

Przy okazji usłyszałam anegdotę o jednym z przeorów brata. Otóż o. Drużkowski przyjechał kiedyś z Gwalą w odwiedziny do Janowa. Też został ugoszczony naleśnikami i tak mu posmakowały, że te, które zostały z obiadu, zabrał ze sobą do krakowskiego klasztoru.

Wśród pokazanych mi fotografii wypatrzyłam taką perełkę. Prawda, że brat pięknie się tu uśmiecha?

br. Gwala na obrazki

Na moje oko to albo Kraków, albo Służew. Może jednak być też jakieś miejsce nieklasztorne, ale wtedy brat raczej nie byłby w habicie, zwłaszcza tak doprasowanym. Ech, ładne te habity bracia mieli.

Państwo Świsiowie zaufali mi na tyle, że powierzyli mi listy brata, żeby można je było zeskanować dla archiwum OP. Przewiozłam je bezpiecznie do Krakowa i oczywiście od razu zaczęłam przeglądać. Skarb, po prostu skarb. Główne źródło do duchowości brata. Potwierdził się mój wniosek na temat jego wielkiego nabożeństwa do św. Józefa oraz opowieści odpytywanych dominikanów na temat Gwalowej miłości do różańca. Wspaniale o nim pisze, co ciekawe – z języka literackiego przechodzi na wyrażenia gwarowe, co by wskazywało na bardzo osobisty stosunek do tematu.

Pisze też o swoim stanie zdrowia i bardzo poruszające są fragmenty o tym, jak opisuje swoje przełamywanie bólu i słabości, byle dalej móc służyć i „nie jeść darmo chleba”. O ojcach pisze mało, prawie wcale, za to współbracia kooperatorzy pojawiają się bardzo często. Często wspomina, ale raczej przekazując tylko pozdrowienia, br. Jakuba Papierza. Pochodzili z tej samej parafii, więc zapewne stąd te nawiązania. Zresztą br. Jakub także umarł w opinii świętości, zaś kard. Macharski (OP tercjarz zresztą) miał zwyczaj mawiać, że boi się jedynie dwóch papieży: tego w Watykanie i tego u dominikanów 🙂

Czekam niecierpliwie na skany, ale archiwum mówi, że to jeszcze potrwa (szczególnie że listów jest całkiem sporo). Oryginały wrócą do Janowa, zgodnie z tym, co ustaliłam z rodziną. Bardzo im dziękuję za zaufanie!

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s