Dusisz się. W rękach i stopach tkwią gwoździe, które są twoim błogosławieństwem, gdyż oparcie na nich pozwala ci złapać oddech, i przekleństwem, bo ból rozdartych nerwów jest potworny. Rozdzieranych za każdym razem, gdy podnosisz się, by złapać oddech. Jest duszno, zbliża się piaskowa burza. Twoje nagie, dręczone ciało jest widowiskiem dla przepływającego tłumu.
I w tej sytuacji bezsiły i upokorzenia wciąż masz wybór.
Kiedy patrzę na łotrów wiszących po obu stronach Jezusa, widzę dwa sposoby reakcji na skrajne cierpienie. Mogę urągać Bogu i szydzić z Jego bezsilności. Mogę okupiony straszliwym bólem oddech zużyć na wykrzyczenie jedynemu mojemu Zbawcy, jak bardzo gardzę Jego słabością. Jego odmową uratowania mnie w taki sposób, w jaki chcę być uratowany.
A mogę dochować wierność prawdzie. I wybrać, w postawie która może być dla postronnych obłędem, ufność ukrzyżowanemu obok mnie Bogu. Ukrzyżowanemu we mnie.
Bardzo porusza mnie, za każdym razem, kiedy sobie przypomnę te słowa, zdanie z dziennika Andrzeja Kijowskiego. Kiedy umierał na raka, zapisał: „To Bóg choruje na moje oko”. Tak krótkie i tak mocne. Bóg jest ze mną w moim ukrzyżowaniu. Szaleńcza myśl.
Na Golgocie tylko dwie osoby wierzyły w zmartwychwstanie: Niepokalana i nawrócony grzesznik. Obie współcierpiały z Jezusem: Matka i wiszący obok Niego łotr. Jego wyznanie i jego wiara były kompletnie niezrozumiałe i dla widzów tej makabreski, i nawet dla uczniów Pana. Przyjął daną sobie łaskę a luką, przez którą ona wlała się do jego serca, była prostota i wierność prawdzie: „My przecież sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił” (Łk 23,41).
I nadzieja. Cień nadziei, za którym Dyzma pobiegł: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa” (Łk 23,42). Był doskonale świadomy krzywdy, którą zadawał, popełniając przestępstwa. Jednak jest w nim podobieństwo do kobiety cierpiącej na krwotok: podobnie jak ona świadomy swojej nieczystości, wierzy jednak, że Chrystus może go oczyścić. Jak małe dziecko intuicyjnie wyczuwa, że Ojciec nie potrafi powstrzymać swego miłosierdzia wobec kogoś, kto przyjął prawdę o swoim grzechu i z wiarą prosi o przygarnięcie na nowo.
Nawet jeśli ten Bóg właśnie obok niego umiera na krzyżu, wciąż pozostaje wszechmocny. Dobry łotr rzuca się w ciemność wiary, w mrok skrajnego upokorzenia i potwornego bólu. Prowadzony ta odrobiną prawdy, która rozbłyska w jego sercu, jak flakonik Galadrieli w ręku Sama. I zdobywa królestwo, przeznaczone dla gwałtowników: „Zaprawdę, powiadam ci: dziś będziesz ze Mną w raju” (Łk 23,43).